25 lutego 2012

gesty i westchnienia prosto w oczy.

W Twojej czarnej jasności kryje się tyle ukrytych słów i zachowań.
Starannie zapięta koszula, idealne mankiety i kołnierzyk dopasowany co do centymetra. Błądzisz rękami, żeby zająć czymś niesforne palce.
Myślę - odreagowanie?
Krążysz i gestykulujesz - taki z Ciebie malarz świata, który obrazowanie zawiera w słowach.
Nieśmiały ten wzrok, który na czynniki pierwsze rozkłada zdrowy rozsądek i paraliżuje każdy centymetr ciała. Wstrzymuję oddech. [o]Błędne spojrzenie i uśmiech na twarzy to jedyne, na co mnie stać.
To na tyle pretensjonalne, że wewnętrzna mała złość uśmiecha się z przekąsem, a potem stuka w głowę.
Rysy idealne, które unikają bezpośredniości są frapujące i hipnotyzujące.

Byłoby to...
U Z A L E Ż N I E N I E    I D E A L N E !

23 lutego 2012

bo wieszczów trzeba czytać.

Czekam w kapciach, jak na szpilkach. Z błyskiem wymownym w lewym i prawym oku. Czekam niecierpliwie, bo z cierpliwością mało mam wspólnego. Czekam jak dziecko - na największe ciastko w cukierni, z dodatkami do schrupania. Obiecuję jeść powoli, żeby nie uronić ani okruszka. Starannie rozpoznaję każdy składnik. Oglądam najmniejszą część, najdrobniejszą i najmniej widoczną. 
Tak bardzo zauważam.
Oglądam tę skrywaną, głęboko uśpioną, ukrytą wewnątrz po obu stronach duszy.
Tak bardzo chcę posmakować.
Oglądam oczywistości, widoczne gołym okiem zachęty w geście i proszę o więcej.

Kiedy patrzysz na mnie smacznym wyrazem - z głodu słów zasycha mi w gardle.
Potok myśli nie może zburzyć bariery wzrokowej i poddaje się bezwiednie magii brzmienia i spojrzenia.
Patrzę oczami szeroko zamkniętymi, bo magia hipnotyzującego przyciągania odbiera mi zdolność racjonalizmu i autokreacji.

Jestem tak bardzo głodna.

20 lutego 2012

win[n]a

N o c ą   n a j l e p i e j .

Błoga cisza, błogie myśli. Twoja muzyka, księżyc, lekki podmuch wiatru z otwartego okna.

Tego mi trzeba.

Dziś wielko-związkowe rozmyślanie.
Ile we wszystkim sensu, ile siebie, czy warto?
Może pomyślisz, że to zbyt wiele pytań. Tak, to zbyt wiele.
Ale powiedz - czym jest ilość, kiedy o życie idzie?
Lepiej  żałować czynów, niż potencjalności. Warto przemyśleć raz jeszcze i setny i tysięczny, czy aby w całym szczęśliwym ekwipunku, nie zatracasz siebie i tego, czego tak naprawdę oczekujesz.
Teatr jednego aktora ewoluuje. Grasz Waszą sztukę, chociaż ciągle wahasz się, czy scenariusz napisany jest równoznaczny ze scenariuszem zaplanowanym.
Potem bijesz się z myślami.

To Twoja walka! O szczęśliwość i ideały. O założenia sprzed stu lat, kiedy w głowie szumiały Ci dziecięce, najpiękniejsze zapewne wartości.
Walcz nadal.

Dorosłość nie wyklucza, dorosłość zobowiązuje do odpowiedzialności za własne szczęście!



cres.


plecami do świata - oglądam odbicie daylight.
pamiętasz rachunek sumienia?

"Ważę słowa wczorajszego Wiki-wania i nie pojmuję, jak "musisz pisać" rozwiązało wszystko."

Zmieniłeś się, Szymku.

didn't have to go so far.

Nocne plony dają o sobie znać już o poranku.

Przypominam sobie każde słowo, każdą myśl. W rytm muzyki przywracam wspomnienia, segreguję starannie nuty, żeby nie uronić ani jednego dźwięku. Potem chwila ciszy, błogiej i najbłoższej.
Mam zdolność do hiperbolizacji, wiesz?

Myślałam o sukience i szpilkach.
To metafora przemiany, o którą mnie posądzasz.
Taka nowa autokreacja.

Problemy są na tyle ludzkie, że nieludzko byłoby sobie z nimi nie poradzić. Więc radzę, samotnie. Analizuję, interpretuję, rozmyślam. Potem znowu analizuję. Tabula rasa - i kolejna i kolejna.
Zapisuję wszystkie możliwe scenariusze.
Bo co to za radość, jeśli ktoś podsuwa Ci scenariusz, który Ty już wykluczyłaś, jako ten niezgodny ze schematem Twojej osobowości? Odżegnujesz się, sceptycznie.
Potem można by Cię posądzić o ignorancję. O egoizm. Bo samowystarczalność zabija na wstępie przyjmowanie pomocy. Winno się to nazywać - wysłuchiwaniem i obiektywizacją, trzeźwym [nie winnym czy piwnym] spojrzeniem, które realizmem postrzegania wyklucza emocje, jako te nacechowane.
Nacechowanie nie jest złe, o ile nie uzależni. Twoja wola, na ile w życiu potrzebujesz uzależnienia i zatracenia się w nie swoim świecie. Na ile potrafisz zapomnieć o sobie i wszystkich założeniach, które pieczołowicie pielęgnujesz każdej nocy, jako te idealne i wyśnione. Tak lubisz śnić.

Szkoda tylko, że rzadko sny pamiętasz.




męska sprawa.

Dwudziestatrzeciadwadzieściatrzy.

Dwadzieściatrzyjesieni ciągle nosi mnie i wodzi mnie na pokuszenie mnie nosi.
Tym razem - nie czekam. Nie czekam aż mnie rozniesie.
Nowy-stary plan, by realizacja dała satysfakcję.
Szukam sensu, szukam apogeum, szukam złotego środka, bo zamiłowanie do złota uszlachetniło wszelkie poczynania. Ile szlachectwa tkwi w proletariacie? Ile szlachectwa mieszka we wnętrzu, które nie do końca szlachetne i szlacheckie, niekiedy gubi się w samoistnieniu?
Samoistnienie jak samosobiepanienie. Tak łatwo przewrotne.
Dziś będę Panem.
W spódnicy ze światowym kloszem, w falbanach z najlepszej koronki i w hafcie jak z pierścionka prababci.
Będę żeńskim-męskim Panem własnego Państwa i Panienia. Kupię duży parasol, taki z przytupem dla przytupania akcentowego Panieństwa.
Głowę też wysoko, włos z boku, żeby nie kryć twarzy. Starannie zaczesany.
Jestem wcale, a wcale dżentelmenem. Z gracją przepuszczam w drzwiach swojego świata wszystkie Pańskie pomysły, Panieńskie zapędy i Panine widzimisię. Ostatni będą pierwszymi, więc jako ostatni - z gracją kłaniam się, lekko przy tym unosząc spódnicę, bo szkoda jej nie unieść. Mogłaby zabrudzić się prawidłami świata zza drzwi, który próbuje odebrać wszystkie moje szpilki.
My, dżentelmenki, chodzimy tylko na szpilkach pewności siebie.