9 grudnia 2013

Namiastki.

Spośród czterech krzeseł wybierasz to, na którym jesteś każdego dnia. Uśmiechasz się zza monitora, rzucasz żartem, zerkasz, rzucasz. 
A ja łapię. Uśmiecham się, łapię, słucham, uśmiecham, bawię, łapię.

Waham się między zapachem mango, a zapachem półsłodkości. Muskam nosem centymetry uprzednio zbadane, zapamiętane matematycznie doskonale. Nie-winne noce napawają mnie niebieską błogością bycia, ładują baterie koloru, który zdominował tęczę.


Myślisz, że wszystkie niebieskie butelki mają więcej głębi, niż nasze oczy, kiedy są najbardziej niebieskie? 
Czasami brakuje mi słów. Czasami brakuje gestów. Taka jestem niedoskonale niedoskonała.

Wiesz, jaki piasek mam w klepsydrze?
Piasek, który jest "pięknem i czasem", Zegarmistrzu.
Nasze kolejne trzy minuty.


18 listopada 2013

Happysad.

Podświadomość to figlarka, która płata raz po raz kolejny dysonans. Nie pyta o pozwolenie i nie puka do drzwi. Niezapowiedziana, niechciana, bezczelnie przekracza próg, siada w najwygodniejszym fotelu i sieje przeraźliwy niepokój, którego nie sposób się pozbyć.
Nie zrobię więcej zdjęć. Nie widzę Cię. Nie wiem. Boję się.


Może to ten deszcz, może przez tę mgłę, ale w każdej twarzy ciągle widzę Cię.

Kiedy marzną dłonie, ogrzewają je Twoje dłonie.
Kiedy marzną stopy, ogrzewają je Twoje skarpety.
Kiedy marznie serce, wzrok staje się coraz bardziej pusty, coraz bardziej ciemny, a twarz kamienieje drżeniem podbródka. 
Najtrudniej zapanować nad ściśniętym gardłem, wyrównać oddech, przywdziać urok osobisty z uśmiechem, którego przecież nie ma, który padł i krwawi niebieską krwią proletariusza.
Oby się tylko nie wykrwawił.
Może to przez szaro-bure Niebo, a może przez czerwoną rewolucję emocjonalną.
Nasz Kraków pachnie mlekiem z mydlanymi bańkami. Nasz Kraków spaceruje błogim tempem Pielgrzyma.
Niech Kraków uwierzy, że...
Widzę Cię. To przecież właśnie Grzech.

4 listopada 2013

Dobre rady, rady lepsze.


Wyznaczniki wyznaczają wiele wartości. Być może dlatego, że wszystkie zaczynają się od "wu", a może dlatego, że zamysł wartościowania skupia się na swego rodzaju aksjomatach.
Ile potrzeba do szczęścia?
Trzynaście lat? Trzynaście związków? Trzy w dwa? Dwa w trzy?
Nie wiem. Ciągle kiepsko u mnie z matematyką.
Czy rozgrzesza mnie nieczystość czystości? Przykazania i zakazania przetarte chustą z Twoją podobizną?
Nie wiem. Ciągle szukam samorozgrzeszenia.
Czy racjonalne tłumaczenie pociąga za sobą sens, którego warto szukać, za którym warto podążać?
Jak racjonalnie zaszufladkować miłość? Jak zmieścić ją w szufladzie, w której ciężko znaleźć cokolwiek, a mimo to ma się tę pewność, że właśnie ta szuflada jest najbezpieczniejszym miejscem na ziemi?
Nie wytłumaczysz. Nie zaszufladkujesz. Nie trzeba.
Zawsze bawił mnie czas - czas, czas, czekanie i oczekiwania. Dzisiaj kajam się przed nim i zwracam należne mu resztki honoru. Może będzie ich jeszcze kiedyś potrzebował, a może mnie przyda się lepsza z nim komitywa. 
Interesowność czy zapobiegliwość?
Nie wiem.
Szczęście ma imię. 
Kosztuje jeden uśmiech. Jedno spojrzenie. Bez wymuszeń, bez próśb i błagań.
Dobra wola Grzechu. Lepsza wola piekieł.

14 października 2013

Za rękę hę, hę.

Urodzenie pociąga za sobą pełną prawidłowość funkcjonowania, której nie da się udusić, nie da się utopić, nie da się zapomnieć. Jesień daje nowe życie, które muskam kobiecą dłonią. Od tej pory zwracam uwagę na dłonie. Na życie też zwracam uwagę.
Jak bardzo milion może być milionem, kiedy milion i jeden to już nie to samo?


Ciągle nie mogę pozbyć się bez-trosk-(o, Twój wołacz!)-i-jego uśmiechu!
Wyglądam jak mój Adolf?
Buty, płaszcz, brakuje mi szpicruty. Pytanie?
Doczepiam wąsy, potykam się o kamień, którego być może tam nie było i być może macham wtedy ręką w niemieckim, spolszczonym do granic niemieckości pozdrowieniu.
A jezioro mieni się w słońcu, jakiego tej jesieni już nikt nie zobaczy, a las pachnie wiatrem, las pachnie mchem. 
Pachnę Niebieskim. Pachnę moim Niebieskim-zielonookim, patrząc niebieskim zielonym okiem. Nawet siniaki najpierw robią się niebieskie, a potem zielenieją z zazdrości. 
A poniedziałek jest tak bardzo po niedzieli, że zdarza mu się zdrzemnąć.



10 października 2013

Mru mru.


Patrzę Im prosto w oczy, bo nie mogę uwierzyć, że każdego dnia uśmiechają się tak samo.
Uśmiechają się beztrosko, jakby północna bryza rozwiała zwyczajową szarość, zastępując ją niebieskim butelkowym albo niebieskim niebiańskim.
Szukam celu, stukam w klawisze, szukam celu, stukam w klawisze, szukam, stukam, szukam, stukam, czekam.
Ile kosztuje kilogram stabilizacji? 
Stosunek szarości do niebieskiego wynosi osiem do dwóch. Rozbiegane osiem i mocne dwa.
Osiem grzechów głównych i dwa piekielne.


Można schodzić do Piekła parami? Można schodzić do Piekła na stopach? Czy Piekło może być niebieskie?
Owijam wokół palca wzrok, którego łaknę nawet z zamkniętymi nozdrzami. Patrzę na zapach i milimetr po milimetrze muskam nosem ramię dopasowane idealnie.
Wierzę w dopasowanie, bo mruczę o poranku.
W dopasowanie wierzę przeznaczone.
Twarz z milionem emocji potrzebuje głowy z milionem myśli.
Umowa?

30 września 2013

Jenny zabija skarpety.


Lubię chodzić na palcach. 
Jednostajnie albo wręcz przeciwnie. 
Tupię zdecydowanie smukłymi niby-szpilkami, których przecież nie ma. Chodnikowe połączenia przeszkód, kratki, wycieraczki - to zmowa milczenia i złośliwości rzeczy martwych.
Lubię bose oczy utkwione w punkcie kulminacyjnym, który kulminuje środkowe początki. Może to powieka, a może źrenica. A może ciągle stopy?

Indywidualistki, indywidualiści.
Nie liczą kroków i kroczków.
Najchętniej łączą się w pary.
Dopasowują się od tak i ot tak.
Mimochodem albo mimopędem.

Wiesz kiedy chód ma sens?
Wtedy, kiedy jest jednostajnie oddany.


Zamykam oczy i widzę bose stopy Pielgrzymów, które mógłby palić gorący asfalt. 
Bose stopy Pielgrzymów, masowane przybrzeżną zielenią głupców.
Stopy biegające, skaczące, czekające by dotrzymać kroku.
Stopy kroczące beztrosko.

Bosa stopo Forresta, przytulam Cię bosą stopą.
Jenny.

27 września 2013

Że się boi jak ja.

Siedzę z duszą na ramieniu. 
Bywa naprawdę ciężka i miewa humory. Może huśtawki. 
Czuję, że gdybym była duszą, uwielbiałabym się huśtać. 
Krok do przodu. Krok w tył. Krok do przodu. Krok w tył. 
Krok do przodu!
Wyrzekam się tego, co niewygodne i tego, co trudniejsze niż się wydawało.
Mierzę się centymetrem z historią napisaną opuszkami palców i za każdym razem milimetry nie są sobie równe. Jestem życiowym tchórzem? A może ciągle mam problem z matematyką? 
Nieustanne mierzenie. Ze sprawami.
Nieustanne ważenie. Słów.
Nieustanne liczenie. Na siebie. 
Nieustanne mnożenie. Przeciwności.
Podobno minus i minus daje plus. To bez sensu. Minus i minus to wielka pustka. To brak, jaki doskwiera matematycznie i spotęgowanie. Wrzesień minusów. Zakończmy wrzesień, zakopmy go lub spalmy w Piekle.
Październik zaczyna się od wtorku, wiesz?
Będę liczyć dla Ciebie wtorki.
Od wtorku uwielbiam wtorki. 



Patrzę prosto w Twoje oczy.
Najbardziej niebieskie są wtedy, kiedy niebiesko dzieje się dookoła. 
Patrzę we wtorek, w czwartek i w piątek. Lubię je, choć nigdy nie wiem, który z miliona kolorów akurat przez nie przemawia. 
Moje są zielone, głupio zielone. Bywają szare. Czasem niebieskie.
Mogą być niebieskie?

12 września 2013

Oswajanie.

Kiedy szuflada wydaje się za mała, ciężko zaszufladkować w niej coś jeszcze.
Nieopatrznie można zgnieść, przycisnąć, przyciąć coś. 
Można też przycisnąć kolejny raz i kolejny. Można żałować, jeśli na zgniecionej, przyciśniętej i przyciętej zależało. Może nie zależeć.
Szuflady mają to do siebie, że nie potrafią się rozrastać.
Wczoraj w Niebieskiej szufladzie mieściła się Jenny. 
Dzisiaj szuflada jest zamknięta.

Krzysztof Schodowski, Oswajanie

Krok po kroku, małe stopy próbują dogonić większe. Czasami małe tak się zapędzają, że gubią się i tracą większe z pola widzenia. Wtedy, całkiem same, szukają śladów, które doprowadzą je do bezpiecznej przystani, szukają większych. Ciągle nie umieją pływać. Oddycha im się coraz ciężej?
Nie oddycha się. Umierają.


Oswajanie jest trudne, bo strach jest paraliżujący.



Oswajanie dzieje się wtedy, kiedy bierzesz do rąk drugie ręce, kiedy patrzysz oczami w drugie oczy i kiedy widzisz w nich strach, który drugim rękom każe uciekać, a jednak nadal są blisko.

Drugie ręce to wiele kosztuje. Moje ręce też. 
Kiedy ręce przekonają się, że dotyk nie sprawia bólu, że idealne dopasowanie jest idealnym dopasowaniem, zaczynają się oswajać.
Moje ręce ciągle się uczą, żeby nie spłoszyć żadnego palca, żadnego rozchwianego emocjonalnie włosa. 
Moje ręce są takie nieidealne.
Są takie, jakie widzisz.

5 września 2013

Świat wypadł mi z rąk.

Nie można zabierać komuś powietrza. 
Nie można zabierać komuś powietrza, które się podarowało, którym też się oddychało, które było naprawdę.
Wiesz jaki to ból? Jakby każdy Niebieski dzień był czarny. Jakby Niebieskie myśli stawały się czarne, jak burzowa noc. 
Boję się burzy.  Bardzo boję się burzy. 
Nie mam czym oddychać. Powietrze dusi się moją obecnością, bierze ze swojej sfatygowanej szuflady wielki nóż i odcina cząstki mojego ciała tylko po to, żeby wyrzucenie mnie z niej było prostsze. 
Przecież masz do poukładania całe biurko. Całe biurko. Jedna szuflada to zbyt wiele? 
Mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Może milion. Milion bez Powietrza nie istnieje.

"Jenny, mam na imię Jenny.  Może to coś zmieni?" - tak śpiewała Edyta. Lubisz ją. Ja też ją lubię.
Chociaż Jenny robiła WSZYSTKO, by zniknąć - Forrest po prostu był obok. Kochał ją bezwarunkowo, jak bezwarunkowa jest miłość.
Jego dziewięćdziesiąt procent i jej dziesięć procent - zaangażowania. Bez licytacji, bez honoru.
Nie ma honoru. Nie ma licytacji. 
Gdzie jest akceptacja?



Jesteś jak Jenny. Emocjonalnym alkoholikiem. 
Forrest wyleczył Jenny. Oboje chcieli.


29 sierpnia 2013

Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego oraz Mein Kampf – „wybraństwo boże” przelane na papier, czy nowa biblia Narodu?

Czy Mickiewiczowskie Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego oraz Mein Kampf Adolfa Hitlera są dziełami, które mogą uchodzić za filary nowej ewangelii? Czy możemy określić je mianem „wybraństwa bożego”, a może są przejawem geniuszu obu twórców? Jednoznaczna ocena jest nie lada zadaniem, zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy, która otwiera przed nami szereg dodatkowych wątków tak historycznych, jak i kulturowych, emocjonalnych, czy, a może przede wszystkim - narodowych.
         Hitler pisał, a właściwie dyktował Mein Kampf, przebywając w więziennej twierdzy w Landsbergu. 20 kwietnia 1924 roku na swoje trzydzieste piąte urodziny otrzymał od Heleny Bechstein gramofon, zbiór płyt, a także maszynę do pisania. Pochłaniając w odosobnieniu dzieła zebrane Chamberlaina, dzieła Wagnera oraz Artura Schopenhauera i Fryderyka Nietzschego, z którym poczuł szczególną więź, Adolf postanowił, że sam napisze książkę. Jego myśli na papier starannie przelewał Rudolf Hess.
         Pod względem stylistycznym Mein Kampf było katastrofą – „pełne sztywnych i przesadnie wycyzelowanych zdań oraz pokrętnych niczym dżdżownica, niewiarygodnie nadętych potworków składniowych”. Pod względem zawartości – stanowiło zapowiedź walki ze zdrowym rozsądkiem. W związku z popularnością Hitlera – bohatera, osadzonego w twierdzy – dzieło odniosło oszałamiający sukces. Sprzedane w nakładzie ponad dziesięciu milionów egzemplarzy, uczyniło go multimilionerem.
         Podobnie, jak w przypadku Ksiąg narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego, już sam wygląd Mein Kampf upodabniał je do Biblii. „Księga Niemców” oprawiona była w czarną skórę z wytłoczonym złotym napisem. Cała księga była „zapowiedzią walki z chrześcijaństwem na równi z humanistycznym obrazem człowieka i jakąkolwiek etyką”.
W Mein Kampf Hitler jasno dał do zrozumienia, że chodzi mu o coś więcej, niż ideologię – miał na myśli polityczne wyznanie wiary. Było ono dla niego ważniejsze, niż chrześcijańskie dogmaty, bowiem marzył o uczynieniu z niego nowej, politycznej wiary i ewangelii. „Musi się ona zatroszczyć o to, by przynajmniej w naszym kraju śmiertelny wróg [czyli Żyd] został rozpoznany, a walka z nim jako wspaniały znak świetlanej epoki ukazywała także innym narodom drogę ku zbawieniu walczącej ludzkości aryjskiej (…) Niech ów święty obowiązek takiego działania obdarzy nas wytrwałością, a nasza wiara niech pozostanie jego najwyższą patronką”. Przetworzenie „ogólnego, bazującego na światopoglądzie, idealnego wyobrażenia o najwyższej prawdziwości w ograniczoną do pewnego stopnia, sprawnie zorganizowaną, zjednoczoną pod względem duchowym i wolitywnym wspólnotę wiary i walki”, a więc polityczną religię, partię lub ruch,  miało być najistotniejszym dokonaniem, dla którego „z rzeszy częstokroć miliona ludzi, którzy przeczuwają owe prawdy (…) wystąpić musi jeden, by z apodyktyczną siłą z chwiejnego świata wyobrażeń szerokich mas wykuć granitowe dogmaty”. Owym „jednym” bez wątpienia miał być sam Führer. Jego rola sprowadzała się do walki o wprowadzenie nowych dogmatów od początku do końca. Mein Kampf stało się pretendentem do bycia nową biblią narodu, a Hitler samozwańczo ogłosił się twórcą programu i prorokiem nowej religii.
W przypadku Adama Mickiewicza Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego miały być katechizmem wiary dla przytłoczonej klęską, zwaśnionej, zagubionej masy emigranckiej. Wiktor Weintraub słusznie zauważa, że prawdopodobnym jest, iż adres czytelniczy Ksiąg, >>Bracia-Wiara-Żołnierze<<, jest dużo konkretniejszy, niż to się przyjmuje, że zadaniem Ksiąg było w pierwszym rzędzie utwierdzenie tej patriotyczno-bojowej egzaltacji, dostarczenie jej ideologicznego kośćca i religijnej sankcji”.
Księgi narodu były olbrzymim, prowadzonym biblijnym tokiem, obrazowym skrótem wykładu dziejów ludzkości „od początku świata aż do umęczenia narodu polskiego”. „Posługiwał się w nich poeta przedstawieniami >>figuralnymi<< i symbolicznymi analogiami (unia Polski i Litwy, jako >>figura<< połączenia wszystkich ludów chrześcijańskich w imię wiary i wolności; męka Chrystusowa jako >>figura<< upadku Polski i zmartwychwstania)”. Mickiewiczowska historiozofia zakładała nierozerwalną symbiozę wiary i wolności. Wykład dziejów narodów europejskich udowadniał, że wolność, którą na ziemię przyniósł Chrystus, a która w owym czasie była zniewolona przez imperatora rzymskiego, dała Europie średniowiecznej jedność. Jednak czciciele bałwanów i królowie pogwałcili ją. Naród polski był ofiarą tej zbrodni. „Księgi narodu wieńczyło proroctwo mesjaniczne, wywiedzione z takiego właśnie odczytania jej dziejów. Wieściło ono, iż naród polski tak jak Chrystus >>zmartwychwstanie i uwolni wszystkie ludy z niewoli<<”.
Księgi pielgrzymstwa natomiast są bezpośrednim zwrotem do emigrantów, jako tych, którzy byli „>>duszą narodu<<, nie >>tułaczami<<, lecz >>pielgrzymami<<, zaprzysięgłymi wędrować do >>ziemi świętej, Ojczyzny wolnej<<”. Mickiewicz wydobył z nich swego rodzaju moralny walor cierpienia i ofiary, który podnosił narodowego ducha walki. Wiara w Boga miała być fundamentem moralności. Nakazywała ona miłość do ojczyzny, pełną poświęcenia się dla innych. Właśnie ten element stanowił o wyższości pielgrzymstwa nad egoistycznym i zmaterializowanym światem bałwochwalczym, zdominowanym przez despotyzmy.
Tak bliski Polakom sakralny, biblijny, pełen prostoty, a zarazem namaszczony, dobitny i mocny w swej lapidarności język Ksiąg jeszcze bardziej przekonywał o ich niezwykłości. Wizja Mickiewicza utwierdzała Polaków o przekonaniu o ich „wybraństwie”, utwierdzała ich w przekonaniu, że najszlachetniejsze czyny i gorąca wiara doprowadzą do rewolucji, która przyniesie Europie nowy porządek, zapoczątkowany przez Chrystusa narodów – Polskę.
Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego oraz Mein Kampf prezentują swego rodzaju ideowe podobieństwo, w którym parenetyczna wizja postępowania uświęca środki. Zarówno Mickiewicz, jak i Hitler marzą o wielkości i sławie swoich narodów. Obaj stają się prorokami, których wizje materializują się na papierze i obaj wierzą w „wybraństwo” – uciemiężonych Polaków i białych Aryjczyków. Księgi i Mein Kampf to synteza gorącej wiary – wiary w naród, jego jedność i jego zwycięstwo.

25 sierpnia 2013

Książę na Łące.

Często zastanawiam się nad sensem istnienia, nad postępowaniem, nad emocjami. Zapętlam się w różnego rodzaju dysonanse, które w obliczu rzeczy największych, a na pierwszy rzut oka - niepozornych, okazują się nieistotne i potem pluję sobie w brodę, choć fizycznie - wydaje się to być niewykonalne. Ale pluję!

Dzień dobry Kacperku. Kacperku, Kacprze, bo Księciuniu wydaje mi się już być zarezerwowane.

Wczoraj na pomarańczowym, przykrytym niewinnością, siedziała bardzo ważna, jeszcze bardziej niewinna Osoba. Obserwowała i badała nowe miejsce.
Zapomniałam o pajęczynach na suficie! Uwierzysz?


Wiesz, najbardziej lubię noce. 
Opowiem Ci pewną historię. Historia jest taka, że ostatniej piątkowej nocy postanowiłam rozwikłać zagadkę Chłopca, którego nadziejowo-zielone gryzienie wypędziło sen, uporczywie dobijający się do moich oczu. To szczególna historia, bo Chłopiec jest Bohaterem bajki. Musisz wiedzieć, że wszystkie bajki kończą się dobrze. Taka jest zasada i pod żadnym pozorem nie możemy jej złamać. Zgadasz się? 
Chłopiec miał szczególny dar. Pozwalał dostrzec to, o czym boimy się nawet skrycie marzyć.
Wyobrażasz sobie? Pędzisz, trwasz, próbujesz, gonisz i pędzisz, a potem spotykasz Jego.
Bohatera, na którym Twój pęd nie robi wrażenia.
Bohatera, który trwa jeszcze bardziej.
Bohatera, który próbuje najmocniej.
Bohatera, który goni najszybciej.
Bohatera, który pędzi miłością bezwarunkową.
Ty też musisz go poznać. Ma najszczerszy uśmiech pod słońcem. Czuję, że się polubicie.

Sądzisz, że radość można zmierzyć centymetrem? Ja próbowałam! 


Mój Milion pierwszy raz okazał się za mały.





Niemiecki Mesjasz – pośrednik między Bogiem a narodem.

        Rok 1923. Od zakończenia I wojny światowej gospodarka niemiecka znalazła się na skraju ruiny. W owym okresie, okresie strachu przed rewolucją Hitler pozwolił, by po poświęceniu sztandarów w Bayreuth, Houston Chamberlain - zięć Wagnera, a zarazem prorok ruchu volkistowskiego, ogłosił go wybawcą Niemiec. Rzesza odnalazła swojego Mesjasza. Wspierany przez bogatych dobroczyńców - z piwiarnianego agitatora stał się lokalną sławą.
         „Hitler (…) dbał o wykreowanie bojowego wizerunku, pokazując się w butach z cholewami, trenczu i nieodłączną szpicrutą”. Jego kreacja przypominała skrzyżowanie Rienziego z Mussolinim, a pojawiając się na scenie, zawsze towarzyszyły mu rytuały wojskowe. „Orkiestry grały pobudzającą muzykę, a SA-mani, niczym podczas triumfalnego pochodu rzymskich legionów, nieśli flagi i sztandary z hasłem Deutschland, erwache! (zbudźcie się, Niemcy!), skandując Sieg Heil!, (…) i unosząc ramiona w >>niemieckim pozdrowieniu<<.” Ta ceremonia utwierdzała obywateli w przekonaniu, że mają oni do czynienia z mężem opatrznościowym, człowiekiem niezwykle silnym, który jest w stanie odmienić ich los.
         Nowy Parsifal posługiwał się w swoich przemówieniach stylizacją biblijną, tak obszerną, w omówionych wcześniej Mickiewiczowskich Księgach narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego. Michael Hesemann przytacza fragment jednego z przemówień Hitlera: „Jako chrześcijanin i człowiek z bezgraniczną miłością czytam ten passus, który głosi, jak Pan nareszcie  przemaga się i chwyta za bicz, by wypędzić ze świątyni lichwiarzy, plemię żmijowe! (…) Chcemy zapobiec temu, by i nasze Niemcy poniosły śmierć na krzyżu! Niechbyśmy nawet byli nieludzcy! Ale gdy uratujemy Niemcy, dokonamy największego czynu na świecie!” Tego rodzaju pseudoreligijna stylizacja była niezwykle efektowna i odnosiła zamierzony skutek. Biblijny język kreował Hitlera na katolika, co miało swój wymiar polityczny, odzwierciedlony w głosowaniach, ale przede wszystkim – dodawał jego postaci patosu, godnego proroka, reformatora, czy wręcz Mesjasza narodu.
         Legenda Hitlera rozbudowywana była z wielkim zapałem i w niedługim czasie rozrosła się do rozmiarów prawdziwego kultu. Najważniejszym inicjatorem tego przedsięwzięcia był Joseph Goebbels.
         Goebbels uważał się za „poszukującego Boga, mistyka, romantyka w wierze w Boga, który przez każdego przeżywany jest indywidualnie na sposób mistyczny”. W swojej pracy doktorskiej z 1921 roku, traktującej o historii dramatu szkoły romantycznej, stał się prekursorem powiązania  mistycznego poszukiwania Boga z tęsknotą za Führerem. „W tym samym czasie pojawiły się u niego skłonności antysemickie, utożsamiał bowiem żydostwo z tak znienawidzonym przez romantyków i mistyków materializmem”. Latem 1924 roku Goebbels zaczął zajmować się polityką, a jego osobista tęsknota za Führerem nasilała się. W swoim pamiętniku napisał: „Niemcy z utęsknieniem wyczekują tego Jedynego, Człowieka, niczym w lecie ziemia wyczekuje deszczu. (…) Ale czyż cud jedynie może nas uratować? Panie, ukaż narodowi niemieckiemu cud! Cud! Człowieka!!! Powstań, Bismarcku!”
         To właśnie Joseph Goebbels był człowiekiem, który politycznej pseudoreligii narodowego socjalizmu dostarczył rytuałów. To on do perfekcji opracował schemat oficjalnych wystąpień Hitlera – wielkość zgromadzenia, synchronizacja i reżyseria pochodów ze sztandarami, rytmy marszów i ekstatyczne inicjowanie okrzyków Heil!, trasa oraz domniemane spóźnienie Führera były wykalkulowaną sugestią masową, której zadaniem było „wyłączenie indywidualnego rozumu u pojedynczego słuchacza i jego zatracenie się we wspólnocie wierzących”. Adolf zawsze pojawiał się na scenie w przyćmionym świetle, co miało nawiązywać do „tajemnego czaru” bayreuckiego wystawienia Parsifala lub półmroku kościołów. Stale towarzyszyła mu muzyka – Badenweiler Marsch. Kiedy tylko marsz rozbrzmiewał, naród wiedział, że na scenę wkroczy ON. Wchodził zawsze tylnymi drzwiami. Swoje przemówienie rozpoczynał nieśmiało, zacinając się. Dopiero po nawiązaniu mentalnego kontaktu ze swoim źródłem – „Duch zstępował na niego”. „Zaledwie przed chwilą jąkający się, teraz rozpalał się aż do odurzającej, niekończącej się ekstazy, a słowa zdawały się wypływać z niego strumieniem. Gestykulując zamaszyście, często z zaciśniętymi pięściami, wymachiwał nimi w kierunku publiczności, która przestraszona i sparaliżowana poddawała się jego werbalnej sile”. W Mein Kampf czytamy: „Jednostka sama poddaje się magicznym wpływom, które my nazywamy >>sugestią tłumu<<. Pragnienia, tęsknoty i rzeczywista siła tysięcy ludzi jest gromadzona w umyśle każdej obcej jednostki. Człowiek, który przychodzi na takie spotkanie z wątpliwościami i wahaniem, opuszcza je pozytywnie wzmocniony. Dokonuje się w nim przemiana. Staje się członkiem społeczności”. Kiedy tłum, skandując Deutschland, Deutschland über alles, czekał na przemarsz oddziałów SA i SS z pochodniami, Hitler na ogół dostawał zapaści. Nikt nie przypuszczał również, że Mesjasz Rzeszy był tak naprawdę Mesjaszem scenicznym. „(…) to, co wyglądało jak trans, było przedtem pieczołowicie wystudiowane i przećwiczone przed lustrem, z początku pod kierunkiem znającego się na hipnozie Rudolfa Hessa, potem zaś pod fachowym okiem Erika Jana Hanussena, najsłynniejszego hipnotyzera swej epoki”.
         Chociaż Hitlerowi chodziło niewątpliwie o kilka miejsc w parlamencie, to jego naczelnym celem było zbawienie narodu. W tym celu w 1920 roku stworzył on niepodlegający zmianom program NSDAP. Dwanaście przykazań Hitlera, imitujących dekalog biblijny, podnosiło program partii do rangi dogmatu:
„Führer ma zawsze rację!
Nigdy nie łam dyscypliny!
Nie marnuj czasu na czczą gadaninę i arogancką krytykę, lecz zabieraj się do działania!
Bądź dumny, lecz nie zarozumiały!
Program niech będzie dla ciebie dogmatem; wymaga od ciebie największego oddania dla ruchu!
Jesteś reprezentantem partii i według niej postępuj. Być narodowym socjalistą to znaczy dawać przykład!
Najwyższym przykazaniem niech będą dla ciebie wierność i altruizm!
Bądź wiernym kolegą, wtedy staniesz się prawdziwym socjalistą!
Traktuj swoich pobratymców tak, jak sam chciałbyś być traktowany!
W walce bądź nieustępliwy i dyskretny!
Odwaga nie jest chamstwem!
Słusznym jest to, co przynosi korzyść ruchowi, a tym samym Niemcom, tzn. twemu narodowi!”
Program ten nie wzywał do wspólnego myślenia czy współkształtowania czegokolwiek – nawoływał on do niezachwianej wiary. Można by zmieścić go w dwóch słowach: Adolf Hitler. Mein Kampf zaś było ewangelią brunatnego ruchu.
         Hitler, podobnie jak Mickiewicz – przeinaczał rzeczy znane. W Księgach narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego cierpienie Polski, niczym cierpienie Chrystusa, miało odkupić grzechy ludzkości. W przypadku „religii” Hitlera – zbawieniem Aryjczyka było oczyszczenie krwi ze skutków zmieszania ras, podobnie, jak w biblii, gdzie krew Chrystusa miała zbawić ludzkość. „Tak, jak chrześcijanin wierzy w rzeczywistą obecność Chrystusa w eucharystii, tak narodowy socjalista przekonany był o realnej obecności Boga we krwi oraz w kolektywnej duszy rasy aryjskiej”.
Mesjański Führer Trzeciej Rzeszy był osobą, w której równe Bogu dusza narodu i dusza rasy – kumulowały się. Od prawieków Diabeł był wrogiem Boga – Diabeł, którego uosabiał Żyd. Był on zatem przeciwieństwem Aryjczyka. Kiedy „Lud Boży podejmie apokaliptyczną walkę z Ludem Diabła, a wcielone dobro pokona wcielone zło – Aryjczyk unicestwi Żyda”. Ignorowanie, uznanie za propagandę lub ezoteryczne brednie tezy brunatnej gnozy krwi, mówiącej o samozbawieniu przez ludobójstwo sprawiły, że Niemiecki Mesjasz miał kolejne dwanaście lat na urzeczywistnienie swoich proroczych wizji.

Adolfa Hitlera rasa, naród i państwo.

     Patriotyczna świadomość Adolfa Hitlera wykształciła się już w jego domu rodzinnym. Małoletni Adolf zdawał sobie sprawę z tego, że „(…) miejsce Austrii jest w niemieckiej ojczyźnie. Wspólna krew powinna należeć do wspólnej Rzeszy”.
Rozwój polityczny Adolfa następował niebywale szybko i nasilił się, kiedy po śmierci obojga rodziców, przeprowadził się do Wiednia. Jak czytamy w Mein Kampf: „Niemiecki Austriak, który żył w granicach wielkiego imperium, nie stracił poczucia patriotyzmu. Jedynie on widział w tym państwie imperium. Przeznaczenie oderwało go od wspólnej ojczyzny. (…) Krąg widzenia Niemca austriackiego był szerszy niż mieszkańców reszty imperium”. Po wystąpieniu Austrii ze Związku Niemieckiego jej obraz uległ diametralnej zmianie. W wielonarodowym państwie austro-węgierskim Austriacy pochodzenia niemieckiego stali się nagle mniejszością. W związku z imigracją ze wschodu oraz panującą pod koniec XIX wieku tendencją do ucieczek z terenów wiejskich, Wiedeń stał się „wieżą Babel narodów”.
         Zdaniem Hitlera, aby utrzymać wielkość imperium, należało dbać o czystość rasy. „Człowiek pochodzenia germańskiego (…), utrzymując czystość rasy, podniósł się do roli pana i pozostanie panem tak długo, jak długo nie dopuści się haniebnego czynu mieszania krwi”.
         Samo pojęcie rasy pojawiło się wraz z epoką podbojów i kolonializmu. W 1735 roku Karol Linneusz stworzył podstawy współczesnej systematyki biologicznej. Rozróżnił cztery rasy ludzkie: białą rasę Europejczyków, czerwoną Indian, żółtą Azjatów i czarną Afrykanów. „Biali uznawani byli za rasę bardziej wartościową, <<wyższą>>, czarni za rasę pośledniejszą, >>niższą<<”. Termin „Ariowie” (Aryjczycy) wywodzi się pierwotnie z osiemnasto- i dziewiętnastowiecznej lingwistyki. Jest powiązany z podobieństwem między indyjskim sanskrytem a szeregiem języków indoeuropejskich. W 1808 roku Friedrich Schlegel stwierdził, że zarówno Praindowie, jak i Praindoeuropejczycy są potomkami tego samego tajemniczego, prehistorycznego ludu. Schlegel twierdził, że lud ten wędrował na północ w poszukiwaniu góry Meru – axis mundi ich wszechświata, która mogłaby wskazywać na jego pochodzenie. W związku z przybyciem do Indii około roku 2000 p.n.e. ludu o jasnej skórze, zwanego w sanskryckim Arya, Schlegel zaczął określać go mianem Arier – Ariowie (Aryjczycy). „Pokrewieństwo rdzenia Ari z niemieckim słowem Ehre (cześć, honor) pozwoliło mu uznać ich za arystokratyczną rasę panów”. Za ich pierwotną ojczyznę uznawana była Wyżyna Irańska - Aryan (dziś Iran).
         Zgodnie z założeniami Hitlera, „jeżeli podzielimy rasę ludzką na trzy kategorie – twórców, obrońców i niszczycieli – rasa aryjska może być uważana za reprezentującą tę pierwszą kategorię”. Na przestrzeni wieków to właśnie Aryjczycy odpowiedzialni są za stworzenie szeroko rozumianej kultury, odciskającej swoje piętno na ziemi i w ludziach, którzy się jej podporządkowują. „Droga którą kroczył Aryjczyk, była jasno wyznaczona. Będąc zdobywcą, podbił >>niższych ludzi<<. (…) Chociaż wymuszał ciężką pracę, to jednak nie tylko ochraniał  ich życie, ale także zapewniał lepszą egzystencję (…)”. Hitler wyraźnie zaznaczał, że największym grzechem Aryjczyków było przeciwstawienie się zasadzie czystości krwi, ponieważ mogłoby ono nieuchronnie doprowadzić do końca ich istnienia jako narodu wybranego. „Aryjczyk wyrzekł się czystości krwi. Tym samym swego prawa do pozostania w raju, który dla siebie stworzył. Tonął, przygnieciony mieszaniną ras i stopniowo tracił na zawsze swoje cywilizacyjne zdolności”. Hitler wierzył i nauczał, że Bóg stworzył Aryjczyka na swój obraz i podobieństwo. Był on bogoczłowiekiem, „Prometeuszem ludzkości”. „Autentyczny Aryjczyk był prawdopodobnie nomadem. Dopiero później, po pewnym czasie, osiedlił się – to dowodzi, że on nigdy nie był Żydem!” Żyd był śmiertelnym wrogiem Aryjczyka, „był pasożytem na ciele innych narodów. (…) Jego rozmnożenie na całym świecie jest typowe dla pasożytów! Żyd, tak, jak pasożyt zawsze poszukuje nowych żerowisk dla swojej rasy”.
Przeciwstawianie Żydów Aryjczykom wiąże się ze wspomnianą wyżej nauką Schlegla oraz jego ucznia – Christiana Lassena. O ile Schlegel powstrzymywał się od jakiejkolwiek oceny wartościującej, o tyle Lassen gloryfikował Ariów, ogłaszając ich przeciwieństwem Żydów. Zgodnie z biblijnymi założeniami, sądzono, że dawniej język hebrajski był pierwotnym językiem całej ludzkości, teraz zaś – rodziny języków zostały zdefiniowane jako rasy. W związku z tym, że hebrajski nie jest pokrewny sanskrytowi, a innym językom Azji Zachodniej, poczęto mówić o rasie semickiej, nazywanej od imienia jednego z synów Noego”.
          Adolf obiecywał, że poprzez oczyszczenie krwi z obcych wpływów i zniszczenie śmiertelnego wroga – Żydów, stworzy nowy raj, w którym można będzie hodować bogoludzi. Zanim jednak jego obietnica miałaby się spełnić, konieczną była apokaliptyczna walka pomiędzy narodem wybranym – Aryjczykami, a dziećmi szatana – Żydami. „>>Ludobójstwo i oczekiwanie zbawienia<<, zbawienie przez >>ostateczne  rozwiązanie<<, zmartwychwstanie po masowym mordzie ofiarnym – to była (…) eschatologia jego gnozy krwi”. Zatem zasadniczym celem polityki narodowosocjalistycznej było zniszczenie zła – Żydów, a wojna była jedynie środkiem do jego osiągnięcia.
         Pogląd ten wydaje się analogiczny do poglądu Mickiewicza, który marząc o wolności i zażegnaniu konfliktów między narodami, świadomy był, że może ono nastąpić tylko i wyłącznie wtedy, kiedy poprzedzi je okrutna i krwawa rewolucja.
         Wizja państwa Hitlera nieodzownie wiąże się z pojęciem czystości rasy. W Mein Kampf czytamy: „Główną zasadą, którą musimy zauważyć, jest to, że państwo nie jest celem, ale środkiem. Jest podstawą, na której opiera się kultura. Pamiętajmy jednak, że to nie państwo dało jej początek. To raczej obecność rasy wyposażonej w możliwości cywilizacyjne ją wytworzyła”.
Hitler wyróżnił trzy rodzaje postrzegania państwa przez obywateli. Pierwszy prezentują ludzie, którzy „widzą państwo jako mniej więcej dobrowolny zbiór ludzi pod administracją rządu. Dla nich istnienie państwa stanowi wyłącznie żądanie jego nienaruszalności”. Koncepcja ta wiąże się z tak zwanym państwem autorytetu, w którym to nie państwo służy ludziom, ale ludzie służą autorytetowi państwowemu. Drugi sposób postrzegania, oprócz autorytetu państwa, bierze także pod uwagę dobro poddanych. „Sam fakt, że istnieje rząd, nie jest wystarczającym powodem, by otaczać go najwyższą czcią. Rząd musi zdać egzamin i udowodnić, że jest praktyczny”. Trzecia grupa postrzega państwo jako „środek realizacji bardzo niejasno wyobrażonych tendencji polityki siły przez zjednoczony naród, mówiący tym samym językiem”.
Adolf utrzymywał, że nawet w obliczu tego, że to ludzie kształtują państwo, możliwość zaniku ludzkiej rasy nie jest wyeliminowana. „Narody czy też jeszcze lepiej rasy, posiadające kulturalne i twórcze talenty, mają te pożądane, ukryte zalety”, niezbędne do stworzenia lepszej natury ludzkiej. Rzeczywistość niemiecką przyrównywał do świata tak kwitnącego i wspaniałego, jak ten, który stworzyli starożytni Grecy. Według Hitlera w zdrowym we wszystkich częściach, na ciele i duszy narodzie, może wzrastać duma narodowa, jednak zaznacza on, że tak wzniosłe uczucie może drzemać jedynie w człowieku, który zna wielkość  swojego narodu. „Dlatego zadaniem narodowego państwa będzie zachowanie rasy i dostosowanie jej do spełnienia końcowych i największych decyzji na tym globie przez odpowiednie wykształcenie swojej młodzieży”. Z jego punktu widzenia, wykształcenie Niemca powinno zakończyć się służbą w armii.
Obowiązkiem państwa „nie jest ograniczenie decydującego wpływu znajdującego się w rękach panującej obecnie klasy społecznej, ale wyselekcjonowanie najbardziej kompetentnych umysłów z całej masy narodu”. Hitler uważał, że rozwijanie ciała w państwie narodowym nie jest sprawą jednostki. „(…) człowiek ze średnim wykształceniem, ale ze zdrowym ciałem i o silnym charakterze, wypełniony radosną pewnością siebie i siłą woli, jest większa wartością dla społeczeństwa niż wysoko wykształcony cherlak”. W jego mniemaniu nie ma nacjonalizmów wyróżniających jakąś klasę. Bycie dumnym ze swojego narodu możliwe było wtedy, kiedy nie było w nim klasy, która by zawstydzała.
Zanim Hitler doszedł do władzy, uważał, że w instytucji, którą wówczas zupełnie niesłusznie nazywano państwem, istniały jedynie dwa typy jednostek: obywatele państwa i obcokrajowcy. „Obywatelami państwa są wszyscy ci, którzy zarówno przez urodzenie, jak i naturalizację korzystają z praw obywatelskich”, obcokrajowcami natomiast są ci, którzy „korzystają z podobnych praw w innych państwach”. Jednostki te nie miały nic wspólnego z narodowością i rasą. Bycie obywatelem Rzeszy miało dla niego o wiele większy wymiar. „Bycie obywatelem Rzeszy, nawet jeżeli jest się tylko zamiataczem ulic, musi być uważane za większy honor niż bycie królem w obcym kraju”.
Narodowe państwo Adolfa Hitlera okazało się instytucją, którą udało mu się powołać do życia, a złożony z obywateli Rzeszy naród stał się kopalnią nieskalanej aryjskości.

Profetyzm i wieszcze posłannictwo – przewodzenie narodowi ku wolności.

Księgi Narodu Polskiego i Pielgrzymstwa Polskiego są utworem, który Mickiewicz celowo stylizował na tekst sakralny, natchniony. W ostatnim rozdziale Ksiąg pielgrzymstwa czytamy: „Te są księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego, nie wymyślone, ale zebrane z dziejów polskich, i z pism, i z opowiadań, i z nauk Polaków, ludzi pobożnych i poświęconych za Ojczyznę, Męczenników, Wyznawców i Pielgrzymów. A niektóre rzeczy z łaski Bożej”. Fragment ten w sposób jawny przedstawia nam wszelkie atrybuty proroka – człowieka, którego ustami przemawia Bóg. Wiktor Weintraub słusznie zauważa, że nauka Ksiąg „wyrosła z narodowej tradycji, i to z jej najszlachetniejszego nurtu, tego, który może się wylegitymować ludźmi, co dla sprawy narodowej przelewali krew i poszli na tułaczkę (…) te >>niektóre rzeczy<< pojawiły się tam z bożego natchnienia. Nic nie jest w nich (…) dziedziną indywidualnej inwencji. Wszystko należy do zakresu sacrum i domaga się od czytelnika wiary”. W pierwotnej redakcji utworu Mickiewicz wymienił z nazwiska swoich patronów ideowych, między innymi Józefa Oleszkiewicza, jednak w ostateczności zostały one usunięte, ponieważ znajdowałyby się w opozycji do tradycji narodowej i natchnienia bożego.
         O aspiracjach Mickiewicza do sakralnej rangi Ksiąg narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego świadczy już wygląd karty tytułowej, przypominającej książeczkę do nabożeństwa. Do Biblii nawiązuje także tytuł – Księgi, jak również fakt, że nie można tam znaleźć nazwiska autora, ponieważ broszura pojawiała się bezimiennie. Analogicznie – autor rozbija tekst na krótkie, ponumerowane rozdziały bez tytułów. „Biblijne są formy podawcze, jak parabola i krótkie pouczenie, biblijna składnia, która upodobała sobie w parataksie, biblijne słownictwo”.
         Powołanie się na autorytet Biblii dla dodania wagi pouczeniom zawartym w dziele było zabiegiem pospolitym w chrześcijańskiej literaturze dydaktycznej. Posługując się parabolą, Mickiewicz mógł ukryć prawdę, którą chciał przekazać, przed tymi, którzy nie należeli do kręgu wybranych i wtajemniczonych. Według Zofii Stefanowskiej przypowieść jest „formą właściwą rewelacji, a więc nauka,  płynąca z przypowieści, nabiera charakteru prawdy nowej, objawianej”. Figuralne podporządkowanie całej historii proroctwu narodowemu w Księgach narodu było tym właśnie momentem rewelatorskim i nowym. Stefanowska słusznie zauważa, że Księgi pielgrzymstwa były o wiele bardziej narażone na zatarcie programowej nowości, ze względu na to, że mogły być odbierane jako echo tradycyjnej dydaktyki narodowej. Dopiero przypowieść mogła dać wskazaniom Mickiewicza nowy wymiar. „I podobnie jak figuralna interpretacja historii w Księgach narodu nadawała tragedii polskiej wieczysty zakrój, tak w Księgach pielgrzymstwa przypowieści, także przecież na zasadzie rozumowania przez analogię oparte, wynoszą zasady patriotyczne do rzędu odwiecznych, podstawowych praw”. Księgi miały nauczać religii wolności i wiary w jej zwycięstwo.
         W przypadku Ksiąg narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego pojęcie narodu również nabiera charakteru sakralnego. Naród Mickiewicza jest narodem wybranym, któremu Bóg przeznaczył szczytną rolę - „cierpienia jego mają odkupić ludzkość w dziedzinie politycznej, mają zainaugurować  nową epokę w historii świata, epokę, w której zasady chrześcijaństwa będą obowiązywały w polityce, w której zapanuje wolność”. Polsce przypadła rola odkupiciela ludzkości. Mickiewiczowskie Księgi mają ujawnić nadprzyrodzony sens Golgoty narodu, natchnąć wiarą, że „Golgota ta jest rękojmią nie tylko zmartwychwstania, ale i wspaniałej przyszłości, wykrzesać z martyrologii optymizm”. Rezultatem takiego stanowiska jest u Mickiewicza idealizacja narodu i jego przeszłości.
         Wiktor Weintraub zwraca również uwagę na kwestię rozumowania politycznego, a więc kwestię starotestamentową – żydowską. Żydzi odrzucili Odkupienie, dlatego też u Mickiewicza słowo „Żyd” ma negatywne konotacje. W polityce Żyd kieruje się przede wszystkim zasadą interesu, neguje chrześcijaństwo. W pojęciu Mickiewicza natomiast, „chrześcijaństwo przekreśla tradycyjne kategorie polityczne i domaga się tak ułożenia stosunków międzynarodowych, jak i rozwiązania problemów społecznych na zupełnie innych zasadach”. Profetyczna wizja autora Księg zakłada w tym przypadku swoisty paradoks, bowiem radykalne odpolitycznienie emigracji jest konsekwencją radykalnego upolitycznienia chrześcijaństwa. U Weintrauba czytamy: „to nie ułomni ludzie, ale Opatrzność zatroszczy się o to, jak w przyszłości ułożą się stosunki między narodami i jakie formy ustrojowe zapanują w świecie”. Chrześcijaństwo miało okazać się Odkupieniem polityczno-społecznym, swoistą zapowiedzią nadejścia Królestwa Bożego.
Profetyzm w Księgach ujawnia się już od pierwszego słowa. Mickiewicz jawi się nam jako swego rodzaju autorytet, którego nieugięta wiara i wiedza o sprawach niedostępnych dla zwykłych śmiertelników, uprawniają do tego posunięcia. Choć w realiach roku 1832 nie było mowy o jakiejkolwiek anonimowości autora Ksiąg, to jednak bezimienne wydanie utworu nie było przejawem pokory, a raczej ogromnych aspiracji Mickiewicza. Konsekwencja, z jaką stylizuje on Księgi na biblijne, odciska swoje piętno w podświadomości czytelnika, ciągle przypominając, że ma on do czynienia z tekstem sakralnym. Autor staje się wieszczem, zapowiadającym nadejście wolności. Okrutna rewolucja zapoczątkuje nową erę - chrystianizacja życia politycznego i społecznego zażegna konflikty między narodami: „Albowiem porty i morza, i lądy są dziedzictwem ludów wolnych. Alboż kłóci się Litwin z Polakiem o granice Niemna, i o Grodno, i o Białystok? Przetoż powiadam Wam, iż Francuz i Niemiec, i Moskal muszą być jako Polak i Litwin”. Owa rewolucja zdaje się być narzędziem gniewu bożego, który spadnie na pełną nieprawości cywilizację. „Aprobował ją Mickiewicz jako sprawiedliwą karę spadłą na cywilizację pełną nieprawości, potępiał jako kataklizm, który powodowany wyłącznie duchem sprawiedliwości, a oby miłości, jest chrześcijański i który dlatego to nie zdoła założyć podwalin na lepszą przyszłość”. W Księgach czytamy: „Nie obruszajcie się tak bardzo na bałwochwalców, bijcie ich słowem, a inni ich pobiją mieczem; a ci, co ich pobiją, są Żydzi, czyli ludzie starego zakonu, którzy czczą Wszechmocność ludu i Równość, i Wolność. Oni nienawidzą bałwochwalców, a nie mają miłości ku bliźnim, i zesłani są na wytępienie bałwochwalców Chananejczyków”.
Wyobraźnia historyczna Mickiewicza z całą pewnością była urzeczona apokaliptycznymi wizjami pojmowania przyszłości. W chiliastycznym pojmowaniu świata rewolucja była swego rodzaju kataklizmem, w którym poeta upatrywał rękojmię wspaniałej przyszłości. Historiozofia Mickiewicza zakłada nadejście Chrystusa, tryumfującego po zwycięstwie bezbożnej rewolucji jako deus ex machina. Nieszczęścia asekurowały eschatologiczną wyobraźnię Mickiewicza. „Profetyzm pozwalał dzięki temu tak na spełnienie najszczytniejszych marzeń, jak i na okrutną, bezwzględną rozprawę z tym wszystkim, co we współczesnym świecie drażniło, niepokoiło, bolało”.
         Wieszcze posłannictwo Mickiewicza objawiało się również w aspekcie praktycznym. Obawiał się Zachodu, tego, że może on zdemoralizować uchodźstwo i wpoić im swoją cywilizacyjną wyższość, toteż w Księgach jawnie dopomina się, aby emigranci kultywowali swoją odrębność narodową: „Wy zaś obchodźcie święta Wasze narodowe (…) obchodźcie zwyczajem przodków Waszych”, „Nie naśladujcie bałwochwalców w ubiorach Waszych (…) Wy noście czamary powstańskie, i starsi, i młodsi; bo wszyscy jesteście żołnierzami powstania Ojczyzny”.
         Patrząc na Księgi z dzisiejszej perspektywy, inaczej rysują nam się Księgi narodu, a inaczej Księgi pielgrzymstwa. Pierwsze są swego rodzaju romantyczną egzaltacją, w której zawiera się historiozoficzna megalomania narodowa Polaków. Drugie natomiast, postrzegane są jako ówczesny kodeks postępowania, którego ekspresja patriotyzmu połączonego z religią uświęca, jak i sublimuje. Polska tradycja literacka nie miała nigdy tak przekonującego w drodze do wolności przewodnika, jak Mickiewicz. Profetyzm w Księgach stał się zatem generatorem wielkiej energii poetyckiej oraz zmaterializowanym utopizmem programu politycznego wieszcza.




20 sierpnia 2013

Niebo pełne Grzechu.

Wartościowanie świata zaczyna nabierać koloru, który ma milion odcieni.
Niebieski z jasnym, niebieski z ciemnym, niebieski, niebieski butelkowy i niebieski różany.

Lubię niebieski butelkowy, bo nie widać w nim końca.
Lubię niebieski różany, bo nie przestaje błyszczeć.
Niebieski jasny i Niebieski ciemny to kawałki materiału. Można by rzec - idealnie dopasowane i zszyte.

Dzielę świat na pół. 
Połowa z Piekła za nic i za wszystko nie chce wyjść z głowy. Zapuściła nie-winne, drewniane korzenie i co jakiś czas zmienia położenie gwiazd. Może Wenecja? Może Maroko? A może inne Niebieskie, międzyplanetarne miasto?
Połowa z Piekła jest połową, która pachnie falą i Grzechem.
Piekło i Grzech. Grzech i Piekło. Symbioza idealna, namacalna i osiągalna.
Dla świata nieosiągalna, niepojmowalna. 
Połowa po Piekle pachnie nostalgią wieczoru i uczuciem, które wypełnia ją od ćwierci przed do ćwierci po.
Kiedy Jenny zamyka oczy, jej nozdrza wypełniają się zapachem Forresta, pomieszanym z zabójczym i uzależniającym dwutlenkiem węgla.
Zakopała buty w piasku, siadła na chmurze i poczuła, że magia ukryta jest w stopach, które niczego nie żądają. Stopy Forresta zwalniają, żeby stopy Jenny mogły nadążyć.
Dłoń zamyka najczulszym dotykiem muśnięcie. 
Dłoń zamyka czule dłoń.



9 sierpnia 2013

Pielgrzymi.

Od rana mieszczę w głowie wczorajszy zachód słońca.
Zachód słońca, bo zbliża się wieczór, bo zbliża się noc. 
Najbardziej lubię długie-krótkie noce.

Stopy pielgrzymów dają krok. Ważne jest, żeby kroki były równe. Czasami zdarza się tak, że lewa stopa nie nadąża za prawą. Wtedy lewa wpada w panikę, prawa nie rozumie. Prawa zwalnia, ogląda się, szuka. Lewa przyspiesza, wyprzedza prawą, nie ogląda się za siebie, bo czuje, że powinna nadążyć. Czasami też czuje, że w ten sposób ucieknie. Mijają się, czują wzajemnie swoją obecność, ale nie widzą, nie chcą, nie mogą. Chcą, tak bardzo chcą!
Potem prawa przyspiesza, lewa zwalnia.
I znajdują się w połowie drogi. Wzrok ich palców poraża elektryczną chemią. Dopada je wspólny rytm.
Wspólny rytm do tańca i tak samo wspólny do biegania.
Stopy Forresta spotkały stopy Jenny.
Pijane sobą - kroczyły, skakały, zatrzymywały się, biegły. 

Czy stopy dopasowują się tak idealnie, jak dołeczki na brodach?


24 lipca 2013

semi-sweet Forrest.

Półsłodkie białe wino smakuje najlepiej z niebieskiej butelki.

Patrzę na ulubione zdjęcie.
Kłamię.
Patrzę na ulubione zdjęcie.
Kłamie.
Patrzę na ulubione zdjęcie.
Nie kłamię i nie przestaję. Nie kłamię.
 Dopasowanie szczegółowe jest wtedy, kiedy moja broda czekała na swoją bliźniaczą połówkę i spotkały się na łące. Lubię Łąkę, wiesz?



Zamykam oczy i mam w głowie Twoje zamknięte oczy, wytężony węch, który do ust doprowadza śmiertelny dwutlenek węgla, bez którego nie żyję, nie myślę, nie czuję, nie jestem.
Dwutlenek Forresta, bez którego Jenny nie istniała i nie oddychała.
Wszystko jest tak niebiesko-niebieskie!
Upijam się zapachem, upajam się dotykiem. Cieszą się oczy. Jak one się cieszą!
Twoje są ciągle zamknięte. Układają się w zgrabną linię, którą śledzę namiętnie, którą zjadam, równie namiętnie, co łapczywie.
A potem Jenny budzi się ze snu.
Ogląda zdjęcia. Kłamie. Ogląda ulubione. Nie kłamie.
Ogląda: Forrest jej. Forrest bez niej. Forrest dla niej. Forrest z nią. Forrest. Forrest.
Od sześciu do dwudziestukilku miesięcy i do czterdziestu za osiem lub po ośmiu. Jest, będzie i będzie bardziej.
Tak bardzo wierzyła, tak bardzo ufała.
Mama always said:
Jenny Gump - Jenny Forresta.



21 lipca 2013

The gentlest hands.

Jenny czekała na Forresta w ciszy euforycznej radości.
Alabama!
Zerkała raz po raz i kolejny przez szybę. Była przezroczysta.
A potem kolana z waty cukrowej ugięły się pod nią najsłodziej na świecie i zapomniała o szarawej codzienności, okraszonej goryczą pesymizmu.
Śmietankowo-kakaowy pojedynczy tupot ociekał magią z jednej i z drugiej strony. Kleił im się w dłoniach. Kakaowo-śmietankowy przyklejał je do siebie. Przyklejał ich do siebie. Który wybierasz?

Jenny, mam na imię Jenny. Może to coś zmieni?
Czy raj zieleni się tak, jak zieleni się trawa?
Czy to raj? Czy zwyczajna zabawa?
Najpiękniejsze miejsca są o wiele piękniejsze od tego.
Spójrz, ile tu nadziei!



Niebieski most, niebieskie chmury, niebieski Forrest i podobno niebiesko-zielone oczy.
Wartość dodana do umowy między jego Jenny, a jej Forrestem. Ich umowy.

Idealnie pochylał głowę. Zamykał oczy i poddawał się bezwiednie chwili. Lubił włosy i przeczesywał miliony milimetrów. W jego oczach odbijały się wszystkie ukryte wtedy gwiazdy.
Jenny pachniała serem, a mogła przecież wybrać Bubba Gump Shrimp. Byłaby bardziej apetyczna, bardziej osobista, bardziej Forrestowa.

W poniedziałek będzie poniedziałek, ale poniedziałek jest po niedzieli.
Od dziś poniedziałki zaczyna właśnie od niedzieli. Ma wrażenie, że będą zupełnie inne.

Niebieski Forrest błyszczy w jej dłoni.
Przyrzeka mu.
Zaciska pięść i czuje oddech przy uchu. Tak, nobody is perfect.
Za dziesięć lat będzie Forrestem z teledysku.
Za dziesięć lat będzie Jenny za jego plecami.
We just ride.

18 lipca 2013

Ratio-eMpatio.

W tle dobrej roli dźwięczy słodko-gorzki-wesoły-smutek.
Dopada, łapie za kark, zaciska pięści i rzuca na piach.
Szukam ukojenia w Niebieskim.

Zwabiła mnie pułapka na ślimaki. Znowu mnie zwabiła!
Zobaczyłam w oddali błąkającą się Jenny.
Zagubiła się w czasoprzestrzeni i raz po raz stawała na krawędzi. W jej oczach widać było milion myśli, milion łez, milion uśmiechów i milion innych, nieracjonalnych emocji.
[Tak jak ja - Jenny lubiła milion.]
Cieszyła się bardzo cicho z momentów i gestów, które rosły wewnątrz niej.
Im bardziej znała Forresta, tym bardziej ważyła słowa. Bała się, że okażą się dla niego zbyt ciężkie, zbyt wielkie. Nie do udźwignięcia. Nie do pobiegnięcia!
A jeśli Forrest nie pobiegnie?
Zamknęła oczy, objęła jego ramiona i wiedziała, że cały strach zniknie.
Umowa.



Zielona nadzieja - matka głupców - utopiła smutki w miękkiej pomarańczy.
Magiczna oaza miała dzisiaj kolor płytkiego dna.
Jenny bała się nocy.

14 lipca 2013

Invisible Stars.

Zdezorientowana Jenny postawiła stopę w obcej-nieobcej Alabamie, szukając wzrokiem Forresta, którego obraz gościł w jej głowie o każdej godzinie.
Miała nadzieję - jej Forresta.
Ujrzała go z bukietem różnokolorowych uczuć i niewypowiedzianą radością na twarzy.
To wszystko paraliżowało ją wewnętrznie. Rzuciła się w jego ramiona i nie chciała o nich zapomnieć.
Milion myśli kłębiło się w jej głowie. Była oszołomiona. Oczarowana.
Frank o wszystkim doskonale wiedział.
Potem, szukając gwiazd, szukali własnych granic. Nie odnaleźli ich, bo chmury zakryły to, co widać gołym okiem. Gołe oko to szczere oko. Jenny była w tak wysokim niebie, że bała się spojrzeć w dół. Nie wierzyła.


Jenny and me was always together, just like peas and carrots.

Jestem głupią Jenny, która imaginuje Forresta na każdym kroku, ale nie potrafi odmówić sobie szczęścia, jakie ogarnia całe jej ciało - od stóp po uszy - kiedy on jest w zasięgu centymetra kwadratowego.
Forrest, Forrest.
Odbierasz jej racjonalność, odbierasz rozum, a potem znowu podcinasz, podcinasz skrzydła.
Nie podcinaj, bo i tak odrosną. Jak wino bez wina.
Twoja Jenny, pisana od początku, czeka na aprobatę, czeka na znak i pozwolenie.
Jenny wie, że bliskość i obecność to pewnie jedyne, na co może liczyć, jednak nie poddaje się.
Jenny się nie podda!

Kobiecy umysł, pełen imaginacji i szans stworzył Forresta, a potem znalazł go w tłumie przechodniów.
Jej Forrest.
Ona dla Forresta.


3 lipca 2013

Jenny Gump.

Przy dźwiękach pijanego oparami świata Jenny spotkała Forresta.

Wyglądał jeszcze piękniej, niż w jej imaginacjach. Nieskazitelna Niebieskość biła od niego tak bardzo, że pociły jej się ręce. Żeby zająć czymkolwiek zbłąkane palce, jak zawsze z etykietką zrywała deszcz konwenansów tego świata. Potem składała go na pół, i na pół, i na pół i na pół. Dwa po dwa - pozbyła się zbędnego bagażu.
Forrest uśmiechał się niesamowicie. Była pewna, że ta wieloletnia przyjaźń nie była bez znaczenia, ale w jednej chwili wezbrała i zatopiła się we wrzącej lawie. 
Jenny wiedziała - tak wyglądało jej prywatne piekło.
Pokonywała każdy milimetr z dokładnością, jakiej zawsze jej brakowało.
Wszystkie zmysły skumulowały w opuszkach palców, jak w amoku, zaznaczały swoją obecność.
Pijąc wino bez wina, patrzyła na Forresta i wiedziała, że targowy klimat sześćdziesięciu pięciu maszynerii pochłonął ją bez reszty. [Forrest bardzo lubił maszyny, a ona żyła wiatrem jego oddechu we włosach].

***

Potem długo nie mogła zasnąć.
Tak bardzo się bała, ale tak bardzo pragnęła, żeby zawsze był obok.
Noc, niemiłosiernie krótka, przywitała ją wschodem zamkniętych oczu i promieniami jego ramion.
Nie wiedziała, kiedy umarła. Nie wiedziała, kiedy z piekła trafiła do nieba.
Odebrawszy sobie rozum, postanowiła umierać codziennie [...]. Świat wypadł jej z rąk. Nie chce łatwo, nie za sto lat.
A potem zniknęła. 
Jenny swojego Forresta.

27 czerwca 2013

Dwudziesty siódmy Magister Rudy Czerwca.

PANI ANNO!
PANI MAGISTER!
WIKASIE!
CIECIU NAJMILEŃSZY ^.^!




Trochę Emylyany, która chwyciła mnie mocno i wiernie, jak najwierniejsza butelka!

This is the lesson I had to learn,
This is the treasure I had to earn.
I am the owner of nowhere land,
Queen of the castle that's made of sand.


2006
Bo Cieć=Kierownik


2008 
Wyjątkowa Rudość istnieje między ludźmi, którzy nigdy nie żądają.


Dwa razy w prawo! Nigdy w lewo!


"Kiedy tak patrzysz, patrzysz, coś się budzi we mnie!
Nie zmysły, och, nie - na to warciśmy zbyt wiele,
Ale coś...coś, co chwycić silę się daremnie, coś jak ptak,
Co o klatkę tłucze się nieśmiele i chciałby hen, daleko, ulecieć w przestworza!
Do jasności, do słońca...! Ach, co ja znów baję!
Pana tu nudzi? Prawda? Nie przecz Pan!
Mój Boże!  Ja jestem mniej naiwna niż się Panu wydaje!"


no so Ty pierdolisz. dla ciebie gotów jestem umrzeć. piję cztery dni bo tak mi się podoba ciekawe co pierwsze pęknie mi serce czy wątroba piję i wyobrażam sobie jak tańczysz na mym grobie na nim napis tu leży fatalny przykład dla młodzieży spłycam? alkohol unosi. wszystko w-nosi(e)! 


Pierogi, które brzmią wspaniale, a smakują odwrotnie proporcjonalnie,
 zajmują w moim życiu miejsce szczególne. 
Po-Wiki-siłek.


Nie wiem, co wyjątkowego powinnam dziś powiedzieć, żeby przebić jednym słowem wszystkie chwile, które dorastały razem z nami i tworzyły naszą historię.
Kiedy podlewam kwiatki - myślę tylko o Tobie.
Nic nie usycha.
Kiedy mi źle, to wiem, że jesteś.
Kiedy mi dobrze, to wiem, że musisz być.
Mentor Wiki-wAnia.
Nie lubisz Ania, ale dajmy temu spokój.



Forewer Tugieder.
Aj promis.
:*