27 czerwca 2013

Dwudziesty siódmy Magister Rudy Czerwca.

PANI ANNO!
PANI MAGISTER!
WIKASIE!
CIECIU NAJMILEŃSZY ^.^!




Trochę Emylyany, która chwyciła mnie mocno i wiernie, jak najwierniejsza butelka!

This is the lesson I had to learn,
This is the treasure I had to earn.
I am the owner of nowhere land,
Queen of the castle that's made of sand.


2006
Bo Cieć=Kierownik


2008 
Wyjątkowa Rudość istnieje między ludźmi, którzy nigdy nie żądają.


Dwa razy w prawo! Nigdy w lewo!


"Kiedy tak patrzysz, patrzysz, coś się budzi we mnie!
Nie zmysły, och, nie - na to warciśmy zbyt wiele,
Ale coś...coś, co chwycić silę się daremnie, coś jak ptak,
Co o klatkę tłucze się nieśmiele i chciałby hen, daleko, ulecieć w przestworza!
Do jasności, do słońca...! Ach, co ja znów baję!
Pana tu nudzi? Prawda? Nie przecz Pan!
Mój Boże!  Ja jestem mniej naiwna niż się Panu wydaje!"


no so Ty pierdolisz. dla ciebie gotów jestem umrzeć. piję cztery dni bo tak mi się podoba ciekawe co pierwsze pęknie mi serce czy wątroba piję i wyobrażam sobie jak tańczysz na mym grobie na nim napis tu leży fatalny przykład dla młodzieży spłycam? alkohol unosi. wszystko w-nosi(e)! 


Pierogi, które brzmią wspaniale, a smakują odwrotnie proporcjonalnie,
 zajmują w moim życiu miejsce szczególne. 
Po-Wiki-siłek.


Nie wiem, co wyjątkowego powinnam dziś powiedzieć, żeby przebić jednym słowem wszystkie chwile, które dorastały razem z nami i tworzyły naszą historię.
Kiedy podlewam kwiatki - myślę tylko o Tobie.
Nic nie usycha.
Kiedy mi źle, to wiem, że jesteś.
Kiedy mi dobrze, to wiem, że musisz być.
Mentor Wiki-wAnia.
Nie lubisz Ania, ale dajmy temu spokój.



Forewer Tugieder.
Aj promis.
:*


24 czerwca 2013

Ślepcy albo szepty.

Patrzę na zakazany owoc. Nie było mi dane poznać jak smakuje, ale wyobrażam sobie jego słodko-gorzką nutę. Smak, jaki śnił mi się każdej głębokiej nocy. Smak, o którym nie da się zapomnieć.
Pożądanie, słodycz, chemia. 
To wszystko, co w całej niepewności wydaje się najbardziej racjonalne i pewne.
Emocje biją się z myślami. Widzę gdzieniegdzie fioletowe siniaki. 
Są ciapki!
Skupiony wzrok rozbraja mnie na części pierwsze. Przeczesuję każdy włos. Milimetr po milimetrze sprawdzam, dotykam wzrokiem każdego fragmentu owocowego ciała i cumuję w ramionach, odbierając szyi oddech. Upajam i upijam zapachem. Pamiętam dotyk - jednorazowy i magiczny. 
Czuję jak patrzysz. Czuję jak ślepnę. Mów mi dobrze.
Czuję diabelskość i nieodpowiedniość w powietrzu, ale każesz mi oddychać dalej. 
Zarezerwowałam w piekle półkę. 
Mówię szeptem: dasz się zaprosić? 
!
Najchętniej na zawsze.



                                              Krzysztof Schodowski, Ślepcy Albo Szepty

13 czerwca 2013

Pozdro-Wienia

Piątego czerwca mury Uniwersytetu Warszawskiego były świadkami przedsięwzięcia, w którym to tabula rasa została zapisana nowymi, uzasadnionymi hasłami.
Ciężko powiedzieć coś mądrego o książce, z którą wiążą się lata znajomości, rozmów i przyjaźni. Pokątne uczestnictwo w powstawaniu dzieła zdaje się być czymś prawie tak samo wielkim, jak uczestnictwo w przewrocie, który właśnie się dokonuje. 
Dekonstrukcja kanonu - etap pierwszy.
Nigdy nie wiesz, czy list, który odnalazłeś w butelce okaże się tym, dzięki któremu odnajdziesz długo poszukiwany sens. Może Cyprian wymieniałby dziś z nami maile? Może podziwiał widok na park z Twojego okna i razem ze mną eksplorował każdy zakątek, w przygotowanie którego włożyłeś całego siebie? A może wcale nie lubiłby mnie? Może wolał Ciebie?
Premodernizm skrywa w sobie głębię, o jakiej ciężko mówić racjonalnie. Czytam fragment z któregokolwiek środka wybierzesz i wiesz, że czuję się jak wtedy, w dwadzieścia dziewięć, kiedy chustoszaliki [niczym pierścienie Saturna] chłonęły każde Twoje słowo i małymi łykami, zaczynały rozumieć, że myśleć nie znaczy mówić?
Ile dni, wieczorów i nocy spędzonych przy a-susach i Mahlerze! Dla Cypriana z Laskowa to bogactwo tak wielkie, niczym złote buciki, do których bije jego serce, a których założyć nie może na niegodną stopę Wieś-niaczyny niemalże z Łąki.
W myślach biję gromkie brawa, bo wielki Autor-ytet brzmi z każdym słowem coraz głośniej i śmielej.


W. Rzońca, Premodernizm Norwida na tle symbolizmu literackiego drugiej połowy XIX wieku.




Wiesławowi - Emilcia.

9 czerwca 2013

Niedziela konwenansów.

Dzieli nas barykada Twojego ekranu, Twoje słuchawki i komórka tak nowoczesna, że choć moja wydaje się identyczna, to zupełnie nie wiem, co począć, co wcisnąć, żeby łaska spłynęła na mnie jak struga deszczu.
Boli mnie palec, kciuk. Najważniejszy palec po prawicy.
Kiedy druga lampka nie gaśnie, nie niesie ukojenia - nie wiem co zrobić.
Gubię się w gąszczu myśli, których tu nie powinno być, które nie istnieją, wśród całego w Twoim mniemaniu pieprzenia i szukania zaczepek.
To boli, nie lubię tego i rozkładam ręce w imię nie radzenia z sobie sytuacją.
Rozkładanie rąk zwalnia z przypisania mi łatki taniej, jak nie wiem dlaczego akurat rosyjska dziewczyna, a marzy mi się Rosja Dostojewskiego, jego labirynt wprost z Petersburga i Rodia, oprowadzający mnie po mieście.
Nie ważne.
To wszystko wydaje się niczym w konfrontacji z Twoim nie zauważaniem problemu, którego Ty nie masz, a który wypala mnie wewnętrznie. 
Ginę, znikam, nie mogę w ten sposób!
Szukam sensu, głębi, celu.
Kłamstwo.
Czekam na miłość, która na mój widok smutnieje.
Chcę zbyt wiele?

6 czerwca 2013

Konsolacja na kolację.

Czekolada z pistacjami i półsłodkość bieli wypełniają po brzegi kieliszek wieczoru, określanego przez wielu, jako azyl.
Azyl - słowo, które przyciąga w myślach nie wiadomo dlaczego uzasadnione ciepło.
Otóż z ciepłem, podnoszę smukłą nóżkę wieczoru i... przechylamy ją do dna!
Jeden łyk pozwala na rozsmakowanie się. 
Warszawo, patrzę na Ciebie, zawsze po prawicy. Pomarańczowa łuna oświetla Zamek Kultury, a czerwone lampki ostrzegają japońskie samoloty, że centralne centrum to nie najlepsze miejsce do lądowania.
[Jednak ja Ci pozwalam. Znajdę miejsce na dachu i zamiast liny, pozwolę Ci zejść po schodach! Jestem dobra, naprawdę dobra i lepsza. Idealna do marzeń i zdatna do kochania.]
Drugi łyk czeka na trzeci. Kiedy dołącza do nich czwarty, wieczór zdaje się być w szczytowej formie i zachęca laików do rzeczy, o których za dnia baliby się myśleć.
Do drzwi zapukała nostalgia. Azyl ujął jej dłoń. Czuję, że nie wiedzą, jak przyznać się do długoletniego związku. Ubiegam ich. Uśmiecham się, klepię przyjacielsko po ramieniu i znikam. Kątem oka dostrzegam, że zatapiają się w sobie. Połączeni wieczną jednością, upajają i upijają lampką. 
Niech lampka zgaśnie! 
Lampka - winna! Lampka świeci pustością!
Zatopię ją na dachu.


2 czerwca 2013

Comfort and Happiness

Mój Nieznajomy, czy słyszysz to, co ja? 
Nie mam do Ciebie pytań, bo podczas nocy pełnej nostalgii uzmysławiasz to, o czym się zapomina. Zazdroszczę Ci, że odbijasz się od dna wśród tłumu, bo jego głupota uzasadnia zmęczony strach.
Nie mam zwyczaju polecać, ale nie umiem przejść obojętnie obok Nieznajomego, z którym, mam wrażenie, znamy się od zawsze.
Mój Znajomy.




Nieznajomy

Witaj nieznajomy, pytanie do ciebie mam - czy zdążę jeszcze wrócić? Drogi dawno już zasypał czas. Za oknem cisza, cisza jaką znam. Taka przed burzą, co zrywa dach.


Witaj nieznajomy, nawet nie wiem jak na imię masz. 
Patrzę na ciebie i myślę: czy to ja za kilka lat?


Za oknem szarość wchodzi w czerń, Ty wciąż nie mówisz do mnie nic. 
Na tym pustkowiu mieszka śmierć. Czy to tylko część mojego snu? Powiedz mi.


Ściany się burzą, szyby pękają na raz. Lecę w dół przez błędy wszystkich lat. 
Widzę wyraźnie pełne rozczarowań twarze, a w oczach ból i gniew uśpionych zdarzeń.


Kłamałem więcej niż kiedykolwiek chciałbym przyznać, a w mych żyłach płynęła krew zimniejsza niż stal. Dlatego dzisiaj jestem całkiem sam. 
Mój nieznajomy, czy widzisz to co ja?

Jak to możliwe, że ktokolwiek ufał mi? Pozornie szczery, lecz nigdy tak jak dziś. 
To samo miejsce, ten sam zmęczony strach. Wśród tłumu ludzi odbijam się od dna.