7 listopada 2014

Ćwierć tekstu bez rodzaju o podsumowaniu.

Zerkam przez prawe ramię - na parapecie stoi przezroczysta butelka, czekająca na wizytę przyszłego właściciela, który nie ma o niej pojęcia. Śpiewa na dnie: I'm forever blowing bubbles, pretty bubbles in the air... i nie powiem ani słowa więcej, bo magia kosztuje złoty osiemdziesiąt, pamiętasz? (Przecież wiem, że wiesz!)

Od siedmiu dni myślę o tym, by napisać bardziej niż zazwyczaj wyjątkowy tekst. Najchętniej o życiu, może podsumowujący to i owo. My, ludzie, lubimy porcjować, dzielić i składać. Jak bardzo nienawidzę matematyki, tak kocham układanki i wszelkie części, które pasują do siebie, tworząc idealną całość.
Mam dziś dwadzieścia pięć lat i siedem dni właśnie. To najwięcej, ile w życiu udało mi się mieć. Wyciągam co jakiś czas różne kartki - zapisane, białe, z niezdarnymi rysunkami czy notatkami, których ciągle nie potrafię wyrzucić, bo przecież kiedyś na pewno do tego wszystkiego wrócę. Jedynym aksjomatem, którego jestem obrzydliwie świadoma jest to, co widzę, to, czego mogę dotknąć i to, co mogę poczuć.

Nie karmię się słońcem ani pięknie wypowiedzianą bułką. Zjadam bułkę.
Nie cieszę się gdybaniami ani pięknie wypowiedzianymi chwilami. Chwytam chwile.
Mam tylko momenty. To nimi tworzę całokształt taki, o jakim śnię. Stwarzam historię, która dla mnie będzie zawsze niedoścignionym milionem. 
Moim przeżytym milionem, niepowtarzalnym i frapującym tak, że elektryczne będzie już samo jego brzmienie. Przecież to brzmienie nadało sens!

Czasami zastanawiam się, czy Emilia, która w tym momencie uderza w klawiaturę, jest ciągle tą samą, która uderzała w nią na początku istnienia tego bloga. Porównuję obie te postaci, jakby miało mnie to doprowadzić do wniosku, który odmieni całe moje życie i będzie złotym środkiem do tego, czego najbardziej pragnę. Po tym wszystkim zadaję sobie pytanie: czy jeszcze pragnę?

Dmucham mydlane bańki, bo odbija się w nich prawdziwy świat. Nie wiem, jak można było zapomnieć o jego istnieniu, ale przecież deszcz za oknem jest naprawdę.
Jest dwudziesta pierwsza dwadzieścia jeden - dzisiaj po prostu jestem. 
Tak bardzo Egoista. Tak bardzo Inauguracja Sezonu.

3 komentarze:

  1. to jeden z lepszych Twoich tekstów (czy ja tak nie piszę o każdym?!).

    będziesz klęczeć za matematykę. i tak na końcu miałaś najznamienitszą ocenę z naszej trójki. tyle można. z byle gówna. widzisz?

    wyspowiadasz się, jeszcze przed snem chcę Cię mieć czystą.
    więcej grzechów nie pamiętaj.
    nie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś Rudy, c'nie?
    Przed snem bardzo czysto i bardzo biało-złoto. Żadnych grzechów nie pamiętam. Inauguracja Sezonu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja spiętym grzechy których nigdy nie zapomnę te chwile w których myślałem ze jeszcze tyle czasu na życie ....

    OdpowiedzUsuń