26 listopada 2012

Dziewczynka z lokami.

W całej krasie [...] odnalazła smak spełnienia, za którym pędziła na oślep.
Nie otwierała oczu, bo uważała, że to dla niej zbyt wiele. Biegała w koło i nie wiedziała, że jedyną prawidłowością w tym szaleńszym pędzie było poszukiwanie powalone na łopatki już na wstępie.
Wytężała zmysły i usilnie wierzyła, że wiatr przywieje ze sobą zapach, o którym śniła.
Jest tego pewna.
Nie pamięta żadnego ze swoich snów, ale tego jest pewna, jak żadnej, cholernie złudnej rzeczy na świecie.

Jej wizja prawie idealna albo idealna nakazywała wierzyć ślepo albo z zamkniętymi oczami, że jako istota wyjątkowa albo wyjątkowo świadoma może więcej albo wszystko.

Jej wizja prawie idealna nakazywała wierzyć ślepo, że jako istota wyjątkowa może więcej.

Jej wizja idealna nakazywała wierzyć z zamkniętymi oczami, że istota wyjątkowo świadoma może wszystko.

Od tej chwili wiedziała, że już nigdy nie będzie bawić się w półśrodki.
Zamykała oczy szeroko.


21 listopada 2012

Pomarańczowe podsumowanie.

Zatapiam w pomarańczy opuszki palców. Opuszkami palców dotykam zmysłów na tyle, żeby łechtać ich próżność i zatapiać się w niej namiętnie, chwytając każdą kroplę soku.
Rachunek sumienia rozpoczynam od alkoholu.

Myśli, że kiedy w butelce zobaczy dno, powie sobie, że tak smakuje spełnienie.
Wzięła łyk.

W moich myślach pojawiają się obrazy spraw niedokończonych. To drobiazgi, które każdego dnia ważą coraz więcej. Próbuję je poukładać, trzymając się przy tym systemu wartości wyższych i niekoniecznie wysokich.

Pomyślała, że kolejny łyk zbliży ją do ideału.
Łapczywie zachłysnęła się wiązanką wspomnień, które uprzednio ukryła głęboko w pamięci. Mentalna zdrada, nieczyste myśli, herezje filozoficzno-intelektualne. Stop.
Kolejny łyk.
Kolejny, kolejny.
Powoli widać dno butelki.
Burza myśli i wspomnień, o których wolała zapomnieć toczy wojnę. Nie śniło jej się to. Zaszufladkowała i wyrzuciła klucz. 

Myślałam, że to pomoże.

Stuprocentowa szczerość, jasność i przezroczystość sumienia biorą górę.
Spełnienie samoświadomości, podążającej za wyrównanymi rachunkami ma smak białego Martini. Dno butelki okazuje się przewrotne. Zamiast spełnienia do głowy dobija się niedosyt.

Z niedosytem jestem na ty. Znamy się nie od wczoraj i przeszliśmy razem niejedno. Każde >nie< potęguje smak, bez którego nie sposób się obejść. Każdy łyk przywołuje wstydliwe trudności, o których zapomnieniu marzę tak często, jak często wiem, że żyję.
Zostałyśmy razem.
Tak samo puste, tak samo przezroczyste.
Moja przyjaciółka butelka i ja - jej wierna towarzyszka bojów ostatecznych.

11 listopada 2012

Aryjski Chrystus.

(...) masowy morderca był człowiekiem poszukującym sensu, który najwyraźniej sklecił sobie własną religię ze zlepków tradycji duchowej i okultystycznej, tak jak to czynią wyznawcy New Age. Hitler był ezoterykiem!
Im więcej czytam o Hitlerze nie czytając jego samego, tym częściej przyłapuję się na tym, że postrzegam go jako "dziecko" Wagnera, które Parsifala wprowadza w czyn. Porzucam jego zbrodniarstwo, żeby zająć się architekturą jego umysłu. Tak, jak Adolf wyprowadzał swój mundur na spacer do kościoła tylko po to, aby podziwiać budowle w dniu urodzin cesarza i z dumą nazywał się wolnomyślicielem, tak ja patrzę na niego, jak na oddanego geniuszowi samouka, który do końca poszukiwał sensu i znalazł w sobie pokłady siły, która pozwoliła mu wypełnić przepowiednie.
Ex libris księgozbioru dorównuje profesurze pochowanej w wiedeńskim świecie nastolatka.

Hassemann M., Religia Hitlera, Warszawa 2011.