27 czerwca 2015

Rudy czerwca 27.

Kiedy myślę dwudziesty siódmy Rudy, szukam najważniejszych słów, żeby opisać wszystko, co siedzi lub skacze mi wtedy w głowie. Co roku przegrywam, bo doskonałości, jaką dla Ciebie wymarzyłem jeszcze nie wymyślono.

Życzę Ci tej doskonałości, Wik.
Reszta do Pięknych Rudych Ludzi przychodzi sama.



7 listopada 2014

Ćwierć tekstu bez rodzaju o podsumowaniu.

Zerkam przez prawe ramię - na parapecie stoi przezroczysta butelka, czekająca na wizytę przyszłego właściciela, który nie ma o niej pojęcia. Śpiewa na dnie: I'm forever blowing bubbles, pretty bubbles in the air... i nie powiem ani słowa więcej, bo magia kosztuje złoty osiemdziesiąt, pamiętasz? (Przecież wiem, że wiesz!)

Od siedmiu dni myślę o tym, by napisać bardziej niż zazwyczaj wyjątkowy tekst. Najchętniej o życiu, może podsumowujący to i owo. My, ludzie, lubimy porcjować, dzielić i składać. Jak bardzo nienawidzę matematyki, tak kocham układanki i wszelkie części, które pasują do siebie, tworząc idealną całość.
Mam dziś dwadzieścia pięć lat i siedem dni właśnie. To najwięcej, ile w życiu udało mi się mieć. Wyciągam co jakiś czas różne kartki - zapisane, białe, z niezdarnymi rysunkami czy notatkami, których ciągle nie potrafię wyrzucić, bo przecież kiedyś na pewno do tego wszystkiego wrócę. Jedynym aksjomatem, którego jestem obrzydliwie świadoma jest to, co widzę, to, czego mogę dotknąć i to, co mogę poczuć.

Nie karmię się słońcem ani pięknie wypowiedzianą bułką. Zjadam bułkę.
Nie cieszę się gdybaniami ani pięknie wypowiedzianymi chwilami. Chwytam chwile.
Mam tylko momenty. To nimi tworzę całokształt taki, o jakim śnię. Stwarzam historię, która dla mnie będzie zawsze niedoścignionym milionem. 
Moim przeżytym milionem, niepowtarzalnym i frapującym tak, że elektryczne będzie już samo jego brzmienie. Przecież to brzmienie nadało sens!

Czasami zastanawiam się, czy Emilia, która w tym momencie uderza w klawiaturę, jest ciągle tą samą, która uderzała w nią na początku istnienia tego bloga. Porównuję obie te postaci, jakby miało mnie to doprowadzić do wniosku, który odmieni całe moje życie i będzie złotym środkiem do tego, czego najbardziej pragnę. Po tym wszystkim zadaję sobie pytanie: czy jeszcze pragnę?

Dmucham mydlane bańki, bo odbija się w nich prawdziwy świat. Nie wiem, jak można było zapomnieć o jego istnieniu, ale przecież deszcz za oknem jest naprawdę.
Jest dwudziesta pierwsza dwadzieścia jeden - dzisiaj po prostu jestem. 
Tak bardzo Egoista. Tak bardzo Inauguracja Sezonu.

23 września 2014

Tekst bez rodzaju o miłości.

Odwzajemnienie.
Długo, pewnie jakieś dwadzieścia pięć lat zbierałam się do tego, żeby napisać tutaj wyjątkowo wspaniały i może jeszcze bardziej głęboki tekst o miłości. Tekst bez rodzaju, bo przecież ani to poezja, ani proza, choć wiadomo, że bywam prozaiczna, gorzka i ciężka w obyciu ogólnym. Może dlatego, że naprawdę lubię gorzką czekoladę? Nie wiem.
Co o miłości napisać też nie wiem. Odnoszę nieodparte wrażenie, że każde słowo, którego użyję będzie takim, które nie wystarczy lub w pełni nie odda tego, co wspaniałego można by o niej napisać. Mogę oczywiście zachwycać się, wzdychać, bujać w obłokach, choć nie ukrywam, że o wiele bardziej cenię sobie bujanie w moim hamaku - jest bardziej namacalne i upadek z niego zapewne zaboli mniej niż upadek z tych obłoków, dodam, że też niebieskich, jak hamak.
Prawie dwadzieścia pięć lat upoważnia mnie do tego, żeby bez wahania mówić o swoich uczuciach, nie bać się tematów, które powinny być tymi przemilczanymi lub co gorsza tymi, o których nawet nie powinno się myśleć. Jednak myślę. Może daje mi to przewagę nad innymi, a może przeciwnie - podcina skrzydła, zanim zdążę je rozwinąć? Myślę i mówię, bo mam na imię Emilia.
Można bardzo się pilnować i bardzo się wzbraniać, żeby miłości się nie dać, jednak wiem, że przychodzi czas, w którym chociaż bardzo boję się burzy, to jednak lgnę do epicentrum i za nic w świecie nie chcę odejść. Mało tego - odkąd poznałam burzę, odkąd poczułam wyjątkowość epicentrum - świat podzielił się na dwie części - tę, która mi się światem wydawała i tę, która sprawiła, że poczułam się szczęśliwa. 
Czy wiem, kiedy zaczyna się miłość? Myślisz, że wiem? Może zaczyna się wtedy, kiedy Twoje słowa karmią moją głodną duszę i nie potrafię przeżyć bez nich jednego dnia? Może zaczyna się wtedy, kiedy uśmiech od ucha do ucha staje się czymś dosłownym, a pomieszany z przyspieszonym biciem serca na dworcu grozi utratą świadomości? Może zaczyna się wtedy, kiedy ktoś chce, by druga osoba po prostu go kochała? Może zaczyna się wtedy, kiedy mimo przeciwności, bez oczekiwania rekompensaty, jesteśmy gotowi oddać siebie? Może zaczyna się wtedy, kiedy świadomie oddajemy skradzione już i tak serce w posiadanie komuś, kto nawet nie do końca wie, co z nim zrobić? Może zaczyna się wtedy, kiedy najmniejsze gesty znaczą więcej niż worek pełen pieniędzy? Może zaczyna się wtedy, kiedy okazuje się, że jesteśmy idealnie dopasowani? Może zaczyna się wtedy, kiedy sztampowe: "Nie mogę bez Ciebie żyć" staje się dosłowne? A może wtedy, kiedy z miłości do drugiej osoby pozwalamy jej odejść, głupio sobie wmawiając, że z kimś innym będzie szczęśliwsza.
Kiedyś Stachura, Edward - dla przyjaciół Sted, ale ja tak na niego nie mówię, bo przecież się nie znaliśmy - napisał wiersz Z nim będziesz szczęśliwsza. Uwielbiam teksty Stachury, ale tego przytoczyć nie potrafię, bo za każdym razem głos grzęźnie mi w gardle i gotowa jestem płakać choćby do lustra, a przecież nie o to chodzi. Myślę sobie, całkiem luźno, że lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż do końca życia wyrzucać sobie niewykorzystane szanse. Może zwisanie na lampie w kuchni miało Stachurze skrócić cierpienia za tę niewykorzystaną szansę? Nie wiem.
Połączenia słów "nie" i "wiem" też nie lubię. Za dużo go w moim życiu i wiem już, że niczego dobrego nie wnosi, jedynie stagnację, która męczy i napędza nijakie koło codzienności.
Często zastanawiam się, czego tak naprawdę chcę od miłości, bo może żądam czegoś nadzwyczajnego lub niewykonalnego? Dziś dochodzę do wniosku, że to wcale nie jest nadzwyczajne ani niewykonalne. Odwzajemnienie to magiczne słowo, w którym kryje się wiele składowych - od spokoju i poczucia bezpieczeństwa, przez bycie potrzebnym i bycie wsparciem, po codzienną akceptację, szczęście i pokłady energii, którymi można by zasilić nawet elektrownię. Odwzajemnienie, bo wtedy mogę oddychać.

20 września 2014

Przezroczyste odbicie.

Krzysztof Schodowski, Melancholie
Po kryjomu zerkam w lustro i oczekuję odpowiedzi na wymowne milczenie własnego spojrzenia.
Przeklęta kropka - nie świeci się na biało. Przeklęte oczy - świecą tak bardzo, za bardzo.
Zastanawiam się, czy gdybym zamiast czystych kartek częściej używała tych w kratkę, przypadkiem wiele nie byłoby prostsze?
Może takie poukładanie sprawiłoby, że byłoby mi łatwiej zmieścić się w Twojej szufladzie, nie wadząc, nie zaczepiając, może niepostrzeżenie, nie pytając, nie wiercąc się wśród miliona niewygodnych tematów, przez które Dziecko nie potrafi oddychać. Rzeczywiście, są tak bardzo niewygodne, że można pościerać nawet łokcie.

Tak wielu rzeczy nie wiem, że niewiedza przyprawia mnie o nieistnienie. 
Nie istnieję, nie bywam, nie zerkam, nie uśmiecham się, nie żyję. Nie mam na to ochoty, nie mam na to siły, nie mam sensu.
Mam dość niedomówień, niedopowiedzeń i przemilczeń. Mam dwadzieścia cztery lata i boję się, że zabraknie mi powietrza, by ocaleć.


Może przez tę mgłę słucham Grechuty. Tak wiem.

Bo po co istnieć, kiedy Sens smutnieje na Twój widok? 


26 sierpnia 2014

Dychotomia.

Najpiękniejsza nagość jest wtedy, kiedy wstyd przelał się już przez palce i nie udało się uratować ani kropli, a wyzwolenie stało się nadzwyczajne.

Inteligencja - córka rozumu i kochanka bystrości. Zdolność pojmowania, którą muska nosem, przewyższa nawet jej własne oczekiwania.

Czy nagie kobiety są inteligentne?

Sen, Krzysztof Schodowski
Noc, Krzysztof Schodowski
























10 sierpnia 2014

Zaczęcie.

Pewien niezbyt znajomy mi jeszcze Pan napisał kiedyś:
"W pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem."
Więc przestałam i nie zaczynałam zaczynać, bo kończyło się to fiaskiem nawet nie znienacka.
Dziś udało mi się spojrzeć w lustro. Nie znienagła, nie pękło, w dodatku zmieściłam się w jednej połowie. Odbicie miało otwarte oczy i ciekawsko próbowało spojrzeć w moje. 
Nie było ich tam.
Może lepiej byłoby, gdyby podwójnie szklane oczy były tylko szkliste? 
Zamykam je więc. Nie patrzę, nie myślę. 
Sięgam po Ryśka. Raźniej nie ogarniać z kimś. Na przykład w niedzielę.

"Kiedyś ledwo dowlokłem się do wioski gdzieś we wschodniej Afryce, a tam mnie położyli i następnego dnia zaprosili na kolację. Uroczyście dali mi jajko. Kurze jajko. Nie można było odmówić - trzeba było zjeść wszystko. Zjadłem więc, a oni szczęśliwi patrzyli na mnie. Tylko że cała wioska na to jedno jajko polowała przez dwa dni - oni sami nic nie mieli... Bo gościnność w Afryce, podobnie jak w całym Trzecim Świecie, jest niezwykła."  
Bereś, Burnetko, Kapuściński: nie ogarniam świata
Przypuśćmy, że nadal jeszcze lubię słowa. 
Przypuśćmy, że mam w głowie jakieś dla mnie wyjątkowe.
Chyba nigdy nie przytoczyłam tutaj tego cytatu. Nie za bardzo wiem dlaczego. Może był zbyt osobisty. Może nadal jest osobisty i przez niepewność - jeszcze bardziej wyjątkowy. Trochę jem, trochę się kąpię, trochę dorastam, to i trochę przytaczam.
Może jednak już nie lubię słów?


8 sierpnia 2014

Kucyki.

"Głupota jest matką zbrodni. Ale ojcowie są częstokroć genialni."
Stanisław Jerzy Lec, Myśli nieuczesane

"Głupota lubi tłum. Tłum nie lubi zbiorowości, więc się zbieram."
Emilia Rucińska, Myśli w kucyku



27 czerwca 2014

27 jest tylko Rudy.

W związku z niemożnością piśmienniczą - w tym roku powiem wyjątkowo krótko.

Na świecie jest milion pięknych rzeczy, milion pięknych przeżyć i milion chwil, które warto zapamiętać.

Chwile, do których wracam w ciemno, jasno i niebiesko - są Rude.


11 maja 2014

Teatr Twój widzę ogromny.

Wyjątkowość. Słowo, o którym słyszał każdy z nas, ale nie każdy mógł poczuć, jak smakuje.
Wyjątkowość na przykład bananowa? Albo o smaku sałatki Twojej mamy? Może o smaku kącika ust albo oka, zjadającego jakiś włochaty nos?

Wyjątkowość chwili polega na tym, że codziennie patrzymy na to samo słońce, ale nie codziennie wygląda ono tak, jak wczoraj. Wyjątkowość może być również wtedy, gdy słońca w ogóle nie ma. Kiedy leje jak z cebra, chociaż nie mamy cebra, też jest wyjątkowo. Kiedy rzeka płynie bezwiednie, jak w lipcowe popołudnie, a czas zatrzymuje się na środku drogi, żeby popatrzeć wzrokiem zbitego psa. Myślisz, że taki pies wyczułby czekoladę?

Pinezka Druga Niebieska

Wyjątkowość jest wtedy, kiedy w teatrze budzi mnie Twój szept. Widownia za sceną rumieni się na samo wspomnienie, a ja zerkam na scenariusz, zapisany na kartce w kratkę. Milczący dialog sceniczny chwyta za pierś, by być bliżej serca, otwiera ciało i przeszywa wszystkie zmysły. Aktorzy, idealnie dopasowani, oddają całych siebie, nie bacząc na świat, nie bacząc na oklaski. Symbioza przeznaczenia. Tłum w amoku wiwatuje, staje na równe nogi i próbuje dostrzec każdy szczegół, ukryty w mowie ciała.

Zamieszkajmy w teatrze.

5 maja 2014

Powtórzenia moralne.

Najbardziej lubię przezroczyste kieliszki. Nie za to, że są przezroczyste, ale za to, że wyglądają nadzwyczaj tajemniczo. Wlewam do nich różnokolorową gorycz życia i do znudzenia napawam się mieszanką, której nie da się przełknąć, którą czasem się duszę, a która wabi mnie, jak piękne słowa. Nie przełykam, bo trzymany w ustach smak uderza do głowy jak wino bez wina, za którym tęsknię, o którym myślę, dla którego żyję i bez którego nie istnieję. Oczy cieszą się różnorodnością, możliwością wyboru i podjęciem decyzji, ale podświadomość za każdym razem ostrzega przed tym, że każda gorycz nie bez przyczyny zalewa naszą duszę i permanentnie zatapia kieliszek. O ile niektóre kolory wydają nam się być akceptowalne, o tyle inne nie mieszczą nam się nawet w głowie.
Czasem z kieliszka gorycz wylewa się bokami. Nie ma kolorów, nie ma posmaku, nie ma boków. Nie ma różnorodności, możliwości wyboru i podjęcia decyzji. Podświadomość, zalana gorzką falą, nie ostrzega.

Podświadomość sięgnęła dna.
I nie ma takiego dna, od którego nie da się odbić.



To nie jest tak, że nie piszę, bo nie chcę. To nie tak, że nie piszę, bo brak mi czasu. 
Nie piszę, bo chwilami nie potrafię się odbić.

27 marca 2014

Ciemna, zimna i gruba.

Czasem jest tak, że świerzbią palce, ale głowę przeszywa niesamowita pustka. Chciałoby się powiedzieć dużo, chciałoby się powiedzieć więcej, a rzeczywistość zderza chcenie z niczym - niczym tak przeraźliwie wielkim, że nie sposób odnaleźć początku ani końca.
Bez początku i bez końca to trwanie dla trwania - ciężkolekkie i pustopełne.

Jestem pustym człowiekiem?
Jestem pustym człowiekiem przepełnionym.
Jestem pustym człowiekiem przepełnionym przeraźliwie pustą niewiedzą.

Gruba
Na grubie powinno być ciepło. Trzysta dwadzieścia metrów pod ziemią to o trzysta dwadzieścia metrów bliżej do słonecznie ciemnego jądra.
Konfrontacja z rzeczywistością pachniała wiatrem, który śmiało mógłby rozhuśtać niejedną huśtawkę czy powalić puste w środku drzewo. 
Taka drewniana rasa, co to chciała być drzewną tabulą.

Da się huśtać, nie myśląc o wietrze?
Da się myśleć, nie huśtając wiatru?
Da się nie myśleć, myśląc najbardziej?

Wiesz, czasem uśmiecham się mimowolnie  ciężkolekko. Uśmiecham się do okna, do kwiatków się uśmiecham. Uśmiecham się nawet do ściany, która - chociaż nie bywa wzruszona - to zawsze częstuje mnie smaczną ciszą. I tak sobie skubiemy - ja słówko, ona nic. Ja kolejne słówko, a u niej nonszalancja. Potem podnoszę wzrok na parapet. Siedzisz tam i zerkasz. I siedzisz i zerkasz. 
"You can sit here if You want".