1 stycznia 2013

Pełen idei, romantyczny Adolf.


Zanim Adolf Hitler stał się postacią, którą postrzegamy dziś niemal wyłącznie przez pryzmat zbrodni, był również dwunastoletnim chłopcem, mającym swoje pasje. Wraz z przyjacielem Augustem Kubizkiem uwielbiał muzykę klasyczną. O ile Kubizek doceniał wielu twórców, o tyle Adolfa interesował jedynie romantyczny Ryszard Wagner. Wysłuchanie Lohengrina w operze w Linzu okazało się ziarnem, z którego po dziesięciu latach wykiełkował prawdziwy Rycerz Łabędzia z zamku Graala. Kompozytor stał się dla niego prorokiem, jego dzieła objawieniem, przedstawienia operowe zaś – komunią. W roku 1906 podczas wysłuchania Wagnerowskiej opery Rienzi na Hitlera spłynęło decydujące powołanie. Rewolucja Rienziego była walką rzymianina za Niemcy przeciwko papiestwu. Opera ta była programem politycznym dla Rzeszy, przechodzącej wtedy kryzys tożsamości (były to lata 1838-40, kiedy Wagner komponował swoje dzieło). Adolf zrozumiał, że fascynacja Wagnerem nie była przypadkowa. Był pewien, że Rienzi opowiada jego własną historię. Oto było jego przeznaczenie – stać się Rienzim Niemiec, poprowadzić zhańbioną Rzeszę ku jej niegdysiejszej wielkości, uwolnić ją od tych, którzy, jak sądził, przyczynili się do jej upadku - „papistów” oraz Żydów!
Uwielbienie dla kompozytora romantycznego było bezgraniczne. Parsifal – ukoronowanie jego wszystkich dzieł, było już trzecim, z którym po Lohengrinie i Rienzim identyfikował się Adolf. W 1936 roku wyznał: Z Parsifala zbuduję sobie moją religię. Legenda o świętym Graalu – kielichu Chrystusa z Ostatniej Wieczerzy – stała się punktem wyjścia dla Parsifala. Dla szlachetnego rycerza najwyższym celem nie była obrona Grobu Pańskiego, a służba przy świętym Graalu. Grób bowiem jest pusty, a Chrystus żyje w sakramencie Eucharystii, którą symbolizuje ów kielich – naczynie w którym wino przemienił w swoją krew. Z czasem, kiedy legenda Graala zautonomizowała się kulturowo, pojawiła się również wersja, w której Graal przedstawiany był nie jako kielich z Ostatniej Wieczerzy, a jako naczynie, do którego Józef z Arymatei zbierał krew Chrystusa wiszącego na krzyżu, gdy rzymski legionista przebił mu bok włócznią.
Wizja Wagnera została skrytykowana przez Liszta i Nietzschego, którzy określali ją mianem „czystego mistycyzmu, opery „zbyt chrześcijańskiej i zbyt ograniczonej”, jednak sam mistrz odrzucał tradycyjną, chrześcijańską interpretację Parsifala. Wg Wagnera – to jezuici wydali świat w ręce Żydów, przez co wszystko zostało stracone. To właśnie Wagner, a nie Hitler poprzez rozpowszechnienie nowej religii chciał zbawić Zbawiciela od jego żydostwa. Obaj wierzyli w Aryjskiego Chrystusa – niebieskookiego i jasnowłosego. Dla Wagnera Chrystus nie był potomkiem Dawida, a Galilejczykiem, którego potem z łatwością przerobił na Aryjczyka, potomka nordyckich Aryjczyków, którzy osiedlili się u stóp wzgórz Golan i przejęli wiarę żydowską. Podczas jednej z rozmów w 1941 roku Hitler zaś obwieścił: Galilejczyk, którego potem nazwano Chrystusem, [...]był ludowym przywódcą, który opowiedział się przeciwko judaizmowi. Galilea była oczywiście kolonią, w której Rzymianie osiedlili galijskich legionistów, a Jezus z pewnością nie był Żydem. Przecież to Żydzi zwali go synem nierządnicy – nierządnicy i rzymskiego żołnierza […] Zamiarem Galilejczyka było wyzwolenie od Żydów galilejskiej ojczyzny, a w swej nauce zwracał się przeciw żydowskiemu kapitalizmowi, dlatego też Żydzi go zabili. Chrystus był Aryjczykiem.
Tak, jak Rienzi przypominał rzymianom o dawnej wielkości, tak Wagner przedstawił świat mitów i legend jako świat ideałów. Uważał się za twórcę religii Chrystusowej, całkowicie pozbawionej żydowszczyzny. W liście do króla bawarskiego Ludwika II z 31 marca 1880 roku pisał: Czuję, jakbym mógł jeszcze dać światu wielkie szczęście. Zdaje mi się mianowicie, że mógłbym uzmysłowić żałośnie wynaturzonej ludzkości powód tego wynaturzenia i ukazać jej wyraźniej Chrystusa Zbawiciela. Dla Hitlera Wagner był największym Niemcem, jaki kiedykolwiek się narodził, a zarazem największym prorokiem, jakiego posiadał naród niemiecki, jedynym prekursorem, do jakiego się przyznawał – pierwszym prorokiem narodowego socjalizmu. Parsifal – poszukiwacz świętego Graala, Fryderyk Barbarossa – włoski Rienzi i Lohengrin – wybawca z dalekiego zamku Graala złożyli się w jeden wspólny obraz, którego apokaliptyczna wizja przerodziła się w zmierzch bogów, dokładnie taki, jak w ostatniej części teatrologii Pierścień Nibelunga. Wizja świata Wagnera była zbieżna z tą przedstawioną w utworze – Żydzi stali się uosobieniem karłów, szlachta i kler – uosobieniem bogów, Zygfryd zaś – aryjskim bohaterem, który jako jedyny zdolny był do uwolnienia ludzkości spod władzy karłów. 
Mimo euforii germańskości, jaką rozbudziły prorocze wizje mistrza z Bayreuth, nie możemy posądzać go o prekursorstwo Holocaustu. Michael Hesseman zauważa, że mimo iż Wagner chciał zagłady żydostwa, to przede wszystkim dlatego, że widział w nim synonim nowoczesności, a więc kultu mamony, liberalizmu, postępu, demokracji i nauki. W swojej broszurze Das Judentum in der Musik (Żydostwo w muzyce) z 1850 roku pisał: Weźcie bez wahania udział w tej samowyniszczającej, krwawej walce, będziemy wtenczas nierozerwalną jednością. Domagając się w Parsifalu „zbawienia dla Zbawiciela” miał na myśli przezwyciężenie żydostwa na rzecz „zbawienia ku prawdziwemu człowiekowi”. Bez wątpienia jest to skrajna forma antyjudaizmu, jednak zniszczenie kultury i religii żydowskiej nie jest wezwaniem do ludobójstwa, na jakim swą samozwańczą rolę zbawiciela narodu niemieckiego oparł Adolf.

2 komentarze:

  1. Temat trudny. Ciekawe tezy. Co by było gdyby H. zafascynował się kimś innym niż Wagner ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wolter powiedział, że gdyby nie było Boga, trzeba byłoby go wymyślić.
    Gdyby Hitler nie inspirował się Wagnerem na pewno znalazłby innego uwielbionego mistrza.
    Może wtedy zostałby po prostu Adolfem? A może niekoniecznie. Ryszard bez dwóch zdań był mu pisany - obaj początkowo odrzuceni, uciemiężeni, docenieni dopiero po latach - obaj fanatycznie oddani własnej filozofii. Zaryzykuję, że bardzo sprytni romantyczni indywidualiści.
    Każdy ma swojego diabła stróża.

    Temat zostanie gruntownie, bardzo gruntownie rozbudowany.

    OdpowiedzUsuń