Zanim
Adolf Hitler stał się postacią, którą postrzegamy dziś niemal
wyłącznie przez pryzmat zbrodni, był również dwunastoletnim
chłopcem, mającym swoje pasje. Wraz z przyjacielem Augustem
Kubizkiem uwielbiał muzykę klasyczną. O ile Kubizek doceniał
wielu twórców, o tyle Adolfa interesował jedynie romantyczny
Ryszard Wagner. Wysłuchanie Lohengrina
w operze w Linzu okazało się ziarnem, z którego po dziesięciu
latach wykiełkował prawdziwy Rycerz Łabędzia z zamku Graala.
Kompozytor
stał się dla niego prorokiem, jego dzieła objawieniem,
przedstawienia operowe zaś – komunią.
W
roku 1906 podczas wysłuchania Wagnerowskiej opery Rienzi
na Hitlera spłynęło decydujące powołanie. Rewolucja Rienziego
była walką rzymianina za Niemcy przeciwko papiestwu. Opera ta była
programem politycznym dla Rzeszy, przechodzącej wtedy kryzys
tożsamości (były to lata 1838-40, kiedy Wagner komponował swoje
dzieło). Adolf zrozumiał, że fascynacja Wagnerem nie była
przypadkowa. Był pewien, że Rienzi
opowiada jego własną historię. Oto
było jego przeznaczenie – stać się Rienzim Niemiec, poprowadzić
zhańbioną Rzeszę ku jej niegdysiejszej wielkości, uwolnić ją
od tych, którzy, jak sądził, przyczynili się do jej upadku -
„papistów” oraz Żydów!
Uwielbienie
dla kompozytora romantycznego było bezgraniczne. Parsifal
–
ukoronowanie jego wszystkich dzieł, było już trzecim, z którym po
Lohengrinie
i Rienzim
identyfikował się Adolf. W 1936 roku wyznał:
Z Parsifala zbuduję sobie moją religię.
Legenda
o świętym Graalu – kielichu Chrystusa z Ostatniej Wieczerzy –
stała się punktem wyjścia dla Parsifala.
Dla szlachetnego rycerza najwyższym celem nie była obrona Grobu
Pańskiego, a służba przy świętym Graalu. Grób bowiem jest
pusty, a Chrystus żyje w sakramencie Eucharystii, którą
symbolizuje ów kielich – naczynie w którym wino przemienił w
swoją krew. Z czasem, kiedy legenda Graala zautonomizowała się kulturowo, pojawiła
się również wersja, w której Graal przedstawiany był nie jako
kielich z Ostatniej Wieczerzy, a jako naczynie, do którego Józef z
Arymatei zbierał krew Chrystusa wiszącego na krzyżu, gdy rzymski
legionista przebił mu bok włócznią.
Wizja
Wagnera została skrytykowana przez Liszta i Nietzschego, którzy
określali ją mianem „czystego mistycyzmu, opery „zbyt
chrześcijańskiej i zbyt ograniczonej”, jednak sam mistrz odrzucał
tradycyjną, chrześcijańską interpretację
Parsifala.
Wg Wagnera – to jezuici wydali świat w ręce Żydów, przez co
wszystko zostało stracone.
To właśnie Wagner, a nie Hitler poprzez rozpowszechnienie nowej
religii chciał zbawić Zbawiciela od jego żydostwa. Obaj wierzyli w
Aryjskiego Chrystusa – niebieskookiego i jasnowłosego. Dla Wagnera
Chrystus nie był potomkiem Dawida, a Galilejczykiem, którego potem
z łatwością przerobił na Aryjczyka, potomka nordyckich
Aryjczyków, którzy osiedlili się u stóp wzgórz Golan i przejęli
wiarę żydowską. Podczas jednej z rozmów w 1941 roku Hitler zaś obwieścił:
Galilejczyk,
którego potem nazwano Chrystusem, [...]był ludowym przywódcą,
który opowiedział się przeciwko judaizmowi. Galilea była
oczywiście kolonią, w której Rzymianie osiedlili galijskich
legionistów, a Jezus z pewnością nie był Żydem. Przecież to
Żydzi zwali go synem nierządnicy – nierządnicy i rzymskiego
żołnierza […] Zamiarem Galilejczyka było wyzwolenie od Żydów
galilejskiej ojczyzny, a w swej nauce zwracał się przeciw
żydowskiemu kapitalizmowi, dlatego też Żydzi go zabili. Chrystus
był Aryjczykiem.
Tak, jak Rienzi przypominał rzymianom o dawnej wielkości, tak Wagner przedstawił świat mitów i legend jako świat ideałów. Uważał się za twórcę religii Chrystusowej, całkowicie pozbawionej żydowszczyzny. W liście do króla bawarskiego Ludwika II z 31 marca 1880 roku pisał: Czuję, jakbym mógł jeszcze dać światu wielkie szczęście. Zdaje mi się mianowicie, że mógłbym uzmysłowić żałośnie wynaturzonej ludzkości powód tego wynaturzenia i ukazać jej wyraźniej Chrystusa Zbawiciela. Dla Hitlera Wagner był największym Niemcem, jaki kiedykolwiek się narodził, a zarazem największym prorokiem, jakiego posiadał naród niemiecki, jedynym prekursorem, do jakiego się przyznawał – pierwszym prorokiem narodowego socjalizmu. Parsifal – poszukiwacz świętego Graala, Fryderyk Barbarossa – włoski Rienzi i Lohengrin – wybawca z dalekiego zamku Graala złożyli się w jeden wspólny obraz, którego apokaliptyczna wizja przerodziła się w zmierzch bogów, dokładnie taki, jak w ostatniej części teatrologii Pierścień Nibelunga. Wizja świata Wagnera była zbieżna z tą przedstawioną w utworze – Żydzi stali się uosobieniem karłów, szlachta i kler – uosobieniem bogów, Zygfryd zaś – aryjskim bohaterem, który jako jedyny zdolny był do uwolnienia ludzkości spod władzy karłów. Mimo euforii germańskości, jaką rozbudziły prorocze wizje mistrza z Bayreuth, nie możemy posądzać go o prekursorstwo Holocaustu. Michael Hesseman zauważa, że mimo iż Wagner chciał zagłady żydostwa, to przede wszystkim dlatego, że widział w nim synonim nowoczesności, a więc kultu mamony, liberalizmu, postępu, demokracji i nauki. W swojej broszurze Das Judentum in der Musik (Żydostwo w muzyce) z 1850 roku pisał: Weźcie bez wahania udział w tej samowyniszczającej, krwawej walce, będziemy wtenczas nierozerwalną jednością. Domagając się w Parsifalu „zbawienia dla Zbawiciela” miał na myśli przezwyciężenie żydostwa na rzecz „zbawienia ku prawdziwemu człowiekowi”. Bez wątpienia jest to skrajna forma antyjudaizmu, jednak zniszczenie kultury i religii żydowskiej nie jest wezwaniem do ludobójstwa, na jakim swą samozwańczą rolę zbawiciela narodu niemieckiego oparł Adolf.
Tak, jak Rienzi przypominał rzymianom o dawnej wielkości, tak Wagner przedstawił świat mitów i legend jako świat ideałów. Uważał się za twórcę religii Chrystusowej, całkowicie pozbawionej żydowszczyzny. W liście do króla bawarskiego Ludwika II z 31 marca 1880 roku pisał: Czuję, jakbym mógł jeszcze dać światu wielkie szczęście. Zdaje mi się mianowicie, że mógłbym uzmysłowić żałośnie wynaturzonej ludzkości powód tego wynaturzenia i ukazać jej wyraźniej Chrystusa Zbawiciela. Dla Hitlera Wagner był największym Niemcem, jaki kiedykolwiek się narodził, a zarazem największym prorokiem, jakiego posiadał naród niemiecki, jedynym prekursorem, do jakiego się przyznawał – pierwszym prorokiem narodowego socjalizmu. Parsifal – poszukiwacz świętego Graala, Fryderyk Barbarossa – włoski Rienzi i Lohengrin – wybawca z dalekiego zamku Graala złożyli się w jeden wspólny obraz, którego apokaliptyczna wizja przerodziła się w zmierzch bogów, dokładnie taki, jak w ostatniej części teatrologii Pierścień Nibelunga. Wizja świata Wagnera była zbieżna z tą przedstawioną w utworze – Żydzi stali się uosobieniem karłów, szlachta i kler – uosobieniem bogów, Zygfryd zaś – aryjskim bohaterem, który jako jedyny zdolny był do uwolnienia ludzkości spod władzy karłów. Mimo euforii germańskości, jaką rozbudziły prorocze wizje mistrza z Bayreuth, nie możemy posądzać go o prekursorstwo Holocaustu. Michael Hesseman zauważa, że mimo iż Wagner chciał zagłady żydostwa, to przede wszystkim dlatego, że widział w nim synonim nowoczesności, a więc kultu mamony, liberalizmu, postępu, demokracji i nauki. W swojej broszurze Das Judentum in der Musik (Żydostwo w muzyce) z 1850 roku pisał: Weźcie bez wahania udział w tej samowyniszczającej, krwawej walce, będziemy wtenczas nierozerwalną jednością. Domagając się w Parsifalu „zbawienia dla Zbawiciela” miał na myśli przezwyciężenie żydostwa na rzecz „zbawienia ku prawdziwemu człowiekowi”. Bez wątpienia jest to skrajna forma antyjudaizmu, jednak zniszczenie kultury i religii żydowskiej nie jest wezwaniem do ludobójstwa, na jakim swą samozwańczą rolę zbawiciela narodu niemieckiego oparł Adolf.
Temat trudny. Ciekawe tezy. Co by było gdyby H. zafascynował się kimś innym niż Wagner ?
OdpowiedzUsuńWolter powiedział, że gdyby nie było Boga, trzeba byłoby go wymyślić.
OdpowiedzUsuńGdyby Hitler nie inspirował się Wagnerem na pewno znalazłby innego uwielbionego mistrza.
Może wtedy zostałby po prostu Adolfem? A może niekoniecznie. Ryszard bez dwóch zdań był mu pisany - obaj początkowo odrzuceni, uciemiężeni, docenieni dopiero po latach - obaj fanatycznie oddani własnej filozofii. Zaryzykuję, że bardzo sprytni romantyczni indywidualiści.
Każdy ma swojego diabła stróża.
Temat zostanie gruntownie, bardzo gruntownie rozbudowany.