3 lipca 2013

Jenny Gump.

Przy dźwiękach pijanego oparami świata Jenny spotkała Forresta.

Wyglądał jeszcze piękniej, niż w jej imaginacjach. Nieskazitelna Niebieskość biła od niego tak bardzo, że pociły jej się ręce. Żeby zająć czymkolwiek zbłąkane palce, jak zawsze z etykietką zrywała deszcz konwenansów tego świata. Potem składała go na pół, i na pół, i na pół i na pół. Dwa po dwa - pozbyła się zbędnego bagażu.
Forrest uśmiechał się niesamowicie. Była pewna, że ta wieloletnia przyjaźń nie była bez znaczenia, ale w jednej chwili wezbrała i zatopiła się we wrzącej lawie. 
Jenny wiedziała - tak wyglądało jej prywatne piekło.
Pokonywała każdy milimetr z dokładnością, jakiej zawsze jej brakowało.
Wszystkie zmysły skumulowały w opuszkach palców, jak w amoku, zaznaczały swoją obecność.
Pijąc wino bez wina, patrzyła na Forresta i wiedziała, że targowy klimat sześćdziesięciu pięciu maszynerii pochłonął ją bez reszty. [Forrest bardzo lubił maszyny, a ona żyła wiatrem jego oddechu we włosach].

***

Potem długo nie mogła zasnąć.
Tak bardzo się bała, ale tak bardzo pragnęła, żeby zawsze był obok.
Noc, niemiłosiernie krótka, przywitała ją wschodem zamkniętych oczu i promieniami jego ramion.
Nie wiedziała, kiedy umarła. Nie wiedziała, kiedy z piekła trafiła do nieba.
Odebrawszy sobie rozum, postanowiła umierać codziennie [...]. Świat wypadł jej z rąk. Nie chce łatwo, nie za sto lat.
A potem zniknęła. 
Jenny swojego Forresta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz