27 września 2013

Że się boi jak ja.

Siedzę z duszą na ramieniu. 
Bywa naprawdę ciężka i miewa humory. Może huśtawki. 
Czuję, że gdybym była duszą, uwielbiałabym się huśtać. 
Krok do przodu. Krok w tył. Krok do przodu. Krok w tył. 
Krok do przodu!
Wyrzekam się tego, co niewygodne i tego, co trudniejsze niż się wydawało.
Mierzę się centymetrem z historią napisaną opuszkami palców i za każdym razem milimetry nie są sobie równe. Jestem życiowym tchórzem? A może ciągle mam problem z matematyką? 
Nieustanne mierzenie. Ze sprawami.
Nieustanne ważenie. Słów.
Nieustanne liczenie. Na siebie. 
Nieustanne mnożenie. Przeciwności.
Podobno minus i minus daje plus. To bez sensu. Minus i minus to wielka pustka. To brak, jaki doskwiera matematycznie i spotęgowanie. Wrzesień minusów. Zakończmy wrzesień, zakopmy go lub spalmy w Piekle.
Październik zaczyna się od wtorku, wiesz?
Będę liczyć dla Ciebie wtorki.
Od wtorku uwielbiam wtorki. 



Patrzę prosto w Twoje oczy.
Najbardziej niebieskie są wtedy, kiedy niebiesko dzieje się dookoła. 
Patrzę we wtorek, w czwartek i w piątek. Lubię je, choć nigdy nie wiem, który z miliona kolorów akurat przez nie przemawia. 
Moje są zielone, głupio zielone. Bywają szare. Czasem niebieskie.
Mogą być niebieskie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz