25 lipca 2012

Śmierć matki.




„Nad moim talentem malarskim wzięły jednak górę zainteresowania architekturą. (…) Biegałem za tymi drzwiami od rana do wieczora, a nawet do późnej nocy, od jednego obiektu do drugiego. Godzinami mogłem tak stać przed operą i podziwiać parlament. Cała ulica Ringstrasse robiła na mnie wrażenie cudu z tysiąca i jednej nocy.”

Nad moim świadomie domniemanym talentem malarskim wzięła górę nieświadoma pasja architektoniczna. Zadurzony w malarstwie – oszalałem z miłości do zabudowy Habsburskiego imperium. Wiedeńskie centrum świata odebrało mi mowę. Tłumione wolą Ojca szesnastoletnie ideały wreszcie przedostały się na zewnątrz. Spośród wszystkich skrywanych pragnień - to właśnie je mogłem skrzętnie realizować.
Budowałem z klocków, które układały się w niezniszczalną, żelbetonową całość.
Czy jestem nieprawdopodobny lub może nieprzewidywalny?
Namalowałem miliony ludzi i tysiące budynków. Nie był to obraz idealny. Nie ta kreska, nie te farby.
Wybudowałem tysiące twierdz i miliony umysłów. Mieszałem żelbeton z socjalizmem, by z całą odpowiedzialnością zniszczyć to, czemu nie można już zaradzić. Okazałem się przednim architektem i świetnym budowniczym.
Szesnastoletni prawie-student idealny. Szesnastoletni czujący, świadomy i rozumny do szpiku.
Wiedeń stawał się coraz bardziej słowiański. 
Mój Wiedeń wymykał się poza kanwy! 
„Walczyłem tylko o to, co miłuję, miłuję tylko to, co szanuję, a szanuję jedynie to, co rozumiem.”
Porzucam malarstwo na rzecz architektury niezniszczalnej!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz