11 lipca 2012

Świerzb, jako weltschmerz Adolfika-nieszczęśnika.


Świerzbią mnie palce. I wbrew wszystkiemu – nie są chore.
Zagubione w równinie liter, zakopane w lawinie myśli, szukają światła, które wyprowadzi je z marazmu i wzniesie na szczyty gór. Bo gdzie indziej można chodzić po górach?
Świerzbią mnie palce, Adolfiku.
Najbardziej stresuje pierwszy krok albo zdecydowany krok.
Im więcej lat, tym mniej pierwszych kroków. Pociągasz za spust poukładanej codzienności i dokonujesz przewrotu. Jak bardzo lubisz przewracać, fikać i koziołkować życie?
Zdecydowane kroki kreują wachlarz osobowości podsycanej nieustannie inteligenckimi marzeniami o arcywielkości, podjudzonymi tak bardzo, że od samego marzenia zadurzam się razem z Tobą w pańskiej utopii idealnej i nie potrafię zadowolić się jakimkolwiek półśrodkiem. Bo głupota lubi tłum.

Świerzbią mnie palce.
Pociągam za spust i zabijam rzeszę.
Zabijam Rzeszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz