9 czerwca 2013

Niedziela konwenansów.

Dzieli nas barykada Twojego ekranu, Twoje słuchawki i komórka tak nowoczesna, że choć moja wydaje się identyczna, to zupełnie nie wiem, co począć, co wcisnąć, żeby łaska spłynęła na mnie jak struga deszczu.
Boli mnie palec, kciuk. Najważniejszy palec po prawicy.
Kiedy druga lampka nie gaśnie, nie niesie ukojenia - nie wiem co zrobić.
Gubię się w gąszczu myśli, których tu nie powinno być, które nie istnieją, wśród całego w Twoim mniemaniu pieprzenia i szukania zaczepek.
To boli, nie lubię tego i rozkładam ręce w imię nie radzenia z sobie sytuacją.
Rozkładanie rąk zwalnia z przypisania mi łatki taniej, jak nie wiem dlaczego akurat rosyjska dziewczyna, a marzy mi się Rosja Dostojewskiego, jego labirynt wprost z Petersburga i Rodia, oprowadzający mnie po mieście.
Nie ważne.
To wszystko wydaje się niczym w konfrontacji z Twoim nie zauważaniem problemu, którego Ty nie masz, a który wypala mnie wewnętrznie. 
Ginę, znikam, nie mogę w ten sposób!
Szukam sensu, głębi, celu.
Kłamstwo.
Czekam na miłość, która na mój widok smutnieje.
Chcę zbyt wiele?

4 komentarze:

  1. zajebać mu? w ryj dać mogę dać. niech idzie do diabła. niech idzie do poniedziałku.

    OdpowiedzUsuń
  2. nienawidzę poniedziałków. zrób to!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak można uwolnić ten kraj z opresji? Trzeba coś robić? Czy wystarczy leżeć i czekać, a nóż przyjdą lepsze czasy? Leżenie jest prostsze, tak, zdecydowanie. Po co walczyć, skoro nigdy się tego nie robiło. W ogóle jak to zrobić? To dziwne. Samo przyszło, bez wysiłku, jak nigdy wcześniej. Ale jednak coś trzeba zrobić, żeby znowu było dobrze... nie, a może wystarczy ponarzekac? I znowu samo się zmieni. Tak, to jest myśl. Przecież nie będę się męczyć...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń