Od stóp po kostki! Od stóp po kostki!
Tyle spokoju w niespokoju, uśmiechu i spontanicznej radości z prozaiczności.
Wanda uśpiona na chwilę. Wando, będę tęsknić, naprawdę!
Zapisując a-susem Twoje starannie skreślone słowa - zatrzymałam się właśnie tutaj.
Zamyśliłam i zadumałam.
Miło na Ciebie wpadać i zaśnieżać się w drodze. Miło weselić. Miło widzieć.
Otwieram kolejny list. I kolejny.
Pewnie nie wiedziałaś, że dwa lata przed najważniejszym rokiem dwudziestego wieku zamilkniesz, a czytać Ciebie, jak siebie, będzie zadumana nad istnieniem istota.
PAMIĘTAJ O BYCIE, FILOZOFIE!
Wanda Karczewska
Milczenie
Pytasz czemu ja milczę.
Cóż ty o milczeniu
wiesz moim? Czym jest
ono, wiarą czy zwątpieniem,
czy sprawdzaniem
historii, przerażeniem? Wszystkim.
Pociąg z dworca
odjechał i w twarz wyciął gwizdkiem,
w bagażowni zostały
ciężary z przedwczoraj.
Trzeba wziąć je na
barki, rozprawiać się z sobą,
wracać w podróż
przebytą, sprawdzać semafory,
dłoń do ziemi
przykładać, do ukrytych tętnic
i nocy słuchać, nocy,
prawdomównej pory.
W suchym blasku
księżyca rdzą ciemnieją tory,
krew to czy łzy
podróżnych, co jechali tędy?
Gdzieś za łąką pies
wyje; tam sąsiad skulony
milczy o tym, że
przyszli w mroku i jak cienie
z domu wzięli sąsiada,
a on nawet żony
za co bał się
zapytać. Mówić zakazali.
Zły to czas, gdy nie
winny wybiera milczenie.
Dalej, głębiej w noc
zanurz się, jak Dante w piekło,
idź po śladach twych
kroków, zadeptanych marzeń.
W domy, sady patrz.
Nieraz już jechałeś tędy,
nic cię w oczy prócz
iskry nigdy nie zapiekło?
Teraz okna i furtki
ludzkie mają twarze,
a w nich cienie udręki,
niepokoju plamy.
Kiedyś zieleń
świeciła ci, pachniały dęby...
Żwir pod stopą gdzieś
zgrzytnął, trzaska wieko trumny.
Strażnik szczęka
kluczami, skrzypią więzień bramy
i wychodzą z
ciemności, jak z wody topielcy,
żywi, niosąc umarłych
za sobą na rękach,
otaczając cię ciasno,
pod gardło podchodzą
i z ust, które im
wczoraj gipsowano kłamstwem
winy nie popełnionej,
wybiega westchnienie...
Nie uciekaj, nie
zdołasz. Ich głos cię wyszuka,
nie ukryjesz się
nigdzie, ich wzrok cios ci zada.
K.90
Do drzwi twoich
wołaniem i do snu zastuka:
„Gdzieście
byli wybrańcy, narodu sumienie,
gdy nas żywych
chowali? Zdrada, zdrada, zdrada!”
Pokazywać im pęta,
które nam z rąk zdjęto
także dzisiaj? Czy za
bicz pochwycić
prawdy teraz zbyt
późnej, by wychłostać w mocy
była winnych? Rachunek
zamknąć pocieszeniem:
„Już
po burzy, po strachu, po zbrodniach i nocy.”?
Pytasz czemu ja milczę?
Cóż innego zostaje,
jeśli nie milczenie?
Sierpień 1956.
-------
Sierpień 1956, jak marzec 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz