25 sierpnia 2013

Niemiecki Mesjasz – pośrednik między Bogiem a narodem.

        Rok 1923. Od zakończenia I wojny światowej gospodarka niemiecka znalazła się na skraju ruiny. W owym okresie, okresie strachu przed rewolucją Hitler pozwolił, by po poświęceniu sztandarów w Bayreuth, Houston Chamberlain - zięć Wagnera, a zarazem prorok ruchu volkistowskiego, ogłosił go wybawcą Niemiec. Rzesza odnalazła swojego Mesjasza. Wspierany przez bogatych dobroczyńców - z piwiarnianego agitatora stał się lokalną sławą.
         „Hitler (…) dbał o wykreowanie bojowego wizerunku, pokazując się w butach z cholewami, trenczu i nieodłączną szpicrutą”. Jego kreacja przypominała skrzyżowanie Rienziego z Mussolinim, a pojawiając się na scenie, zawsze towarzyszyły mu rytuały wojskowe. „Orkiestry grały pobudzającą muzykę, a SA-mani, niczym podczas triumfalnego pochodu rzymskich legionów, nieśli flagi i sztandary z hasłem Deutschland, erwache! (zbudźcie się, Niemcy!), skandując Sieg Heil!, (…) i unosząc ramiona w >>niemieckim pozdrowieniu<<.” Ta ceremonia utwierdzała obywateli w przekonaniu, że mają oni do czynienia z mężem opatrznościowym, człowiekiem niezwykle silnym, który jest w stanie odmienić ich los.
         Nowy Parsifal posługiwał się w swoich przemówieniach stylizacją biblijną, tak obszerną, w omówionych wcześniej Mickiewiczowskich Księgach narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego. Michael Hesemann przytacza fragment jednego z przemówień Hitlera: „Jako chrześcijanin i człowiek z bezgraniczną miłością czytam ten passus, który głosi, jak Pan nareszcie  przemaga się i chwyta za bicz, by wypędzić ze świątyni lichwiarzy, plemię żmijowe! (…) Chcemy zapobiec temu, by i nasze Niemcy poniosły śmierć na krzyżu! Niechbyśmy nawet byli nieludzcy! Ale gdy uratujemy Niemcy, dokonamy największego czynu na świecie!” Tego rodzaju pseudoreligijna stylizacja była niezwykle efektowna i odnosiła zamierzony skutek. Biblijny język kreował Hitlera na katolika, co miało swój wymiar polityczny, odzwierciedlony w głosowaniach, ale przede wszystkim – dodawał jego postaci patosu, godnego proroka, reformatora, czy wręcz Mesjasza narodu.
         Legenda Hitlera rozbudowywana była z wielkim zapałem i w niedługim czasie rozrosła się do rozmiarów prawdziwego kultu. Najważniejszym inicjatorem tego przedsięwzięcia był Joseph Goebbels.
         Goebbels uważał się za „poszukującego Boga, mistyka, romantyka w wierze w Boga, który przez każdego przeżywany jest indywidualnie na sposób mistyczny”. W swojej pracy doktorskiej z 1921 roku, traktującej o historii dramatu szkoły romantycznej, stał się prekursorem powiązania  mistycznego poszukiwania Boga z tęsknotą za Führerem. „W tym samym czasie pojawiły się u niego skłonności antysemickie, utożsamiał bowiem żydostwo z tak znienawidzonym przez romantyków i mistyków materializmem”. Latem 1924 roku Goebbels zaczął zajmować się polityką, a jego osobista tęsknota za Führerem nasilała się. W swoim pamiętniku napisał: „Niemcy z utęsknieniem wyczekują tego Jedynego, Człowieka, niczym w lecie ziemia wyczekuje deszczu. (…) Ale czyż cud jedynie może nas uratować? Panie, ukaż narodowi niemieckiemu cud! Cud! Człowieka!!! Powstań, Bismarcku!”
         To właśnie Joseph Goebbels był człowiekiem, który politycznej pseudoreligii narodowego socjalizmu dostarczył rytuałów. To on do perfekcji opracował schemat oficjalnych wystąpień Hitlera – wielkość zgromadzenia, synchronizacja i reżyseria pochodów ze sztandarami, rytmy marszów i ekstatyczne inicjowanie okrzyków Heil!, trasa oraz domniemane spóźnienie Führera były wykalkulowaną sugestią masową, której zadaniem było „wyłączenie indywidualnego rozumu u pojedynczego słuchacza i jego zatracenie się we wspólnocie wierzących”. Adolf zawsze pojawiał się na scenie w przyćmionym świetle, co miało nawiązywać do „tajemnego czaru” bayreuckiego wystawienia Parsifala lub półmroku kościołów. Stale towarzyszyła mu muzyka – Badenweiler Marsch. Kiedy tylko marsz rozbrzmiewał, naród wiedział, że na scenę wkroczy ON. Wchodził zawsze tylnymi drzwiami. Swoje przemówienie rozpoczynał nieśmiało, zacinając się. Dopiero po nawiązaniu mentalnego kontaktu ze swoim źródłem – „Duch zstępował na niego”. „Zaledwie przed chwilą jąkający się, teraz rozpalał się aż do odurzającej, niekończącej się ekstazy, a słowa zdawały się wypływać z niego strumieniem. Gestykulując zamaszyście, często z zaciśniętymi pięściami, wymachiwał nimi w kierunku publiczności, która przestraszona i sparaliżowana poddawała się jego werbalnej sile”. W Mein Kampf czytamy: „Jednostka sama poddaje się magicznym wpływom, które my nazywamy >>sugestią tłumu<<. Pragnienia, tęsknoty i rzeczywista siła tysięcy ludzi jest gromadzona w umyśle każdej obcej jednostki. Człowiek, który przychodzi na takie spotkanie z wątpliwościami i wahaniem, opuszcza je pozytywnie wzmocniony. Dokonuje się w nim przemiana. Staje się członkiem społeczności”. Kiedy tłum, skandując Deutschland, Deutschland über alles, czekał na przemarsz oddziałów SA i SS z pochodniami, Hitler na ogół dostawał zapaści. Nikt nie przypuszczał również, że Mesjasz Rzeszy był tak naprawdę Mesjaszem scenicznym. „(…) to, co wyglądało jak trans, było przedtem pieczołowicie wystudiowane i przećwiczone przed lustrem, z początku pod kierunkiem znającego się na hipnozie Rudolfa Hessa, potem zaś pod fachowym okiem Erika Jana Hanussena, najsłynniejszego hipnotyzera swej epoki”.
         Chociaż Hitlerowi chodziło niewątpliwie o kilka miejsc w parlamencie, to jego naczelnym celem było zbawienie narodu. W tym celu w 1920 roku stworzył on niepodlegający zmianom program NSDAP. Dwanaście przykazań Hitlera, imitujących dekalog biblijny, podnosiło program partii do rangi dogmatu:
„Führer ma zawsze rację!
Nigdy nie łam dyscypliny!
Nie marnuj czasu na czczą gadaninę i arogancką krytykę, lecz zabieraj się do działania!
Bądź dumny, lecz nie zarozumiały!
Program niech będzie dla ciebie dogmatem; wymaga od ciebie największego oddania dla ruchu!
Jesteś reprezentantem partii i według niej postępuj. Być narodowym socjalistą to znaczy dawać przykład!
Najwyższym przykazaniem niech będą dla ciebie wierność i altruizm!
Bądź wiernym kolegą, wtedy staniesz się prawdziwym socjalistą!
Traktuj swoich pobratymców tak, jak sam chciałbyś być traktowany!
W walce bądź nieustępliwy i dyskretny!
Odwaga nie jest chamstwem!
Słusznym jest to, co przynosi korzyść ruchowi, a tym samym Niemcom, tzn. twemu narodowi!”
Program ten nie wzywał do wspólnego myślenia czy współkształtowania czegokolwiek – nawoływał on do niezachwianej wiary. Można by zmieścić go w dwóch słowach: Adolf Hitler. Mein Kampf zaś było ewangelią brunatnego ruchu.
         Hitler, podobnie jak Mickiewicz – przeinaczał rzeczy znane. W Księgach narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego cierpienie Polski, niczym cierpienie Chrystusa, miało odkupić grzechy ludzkości. W przypadku „religii” Hitlera – zbawieniem Aryjczyka było oczyszczenie krwi ze skutków zmieszania ras, podobnie, jak w biblii, gdzie krew Chrystusa miała zbawić ludzkość. „Tak, jak chrześcijanin wierzy w rzeczywistą obecność Chrystusa w eucharystii, tak narodowy socjalista przekonany był o realnej obecności Boga we krwi oraz w kolektywnej duszy rasy aryjskiej”.
Mesjański Führer Trzeciej Rzeszy był osobą, w której równe Bogu dusza narodu i dusza rasy – kumulowały się. Od prawieków Diabeł był wrogiem Boga – Diabeł, którego uosabiał Żyd. Był on zatem przeciwieństwem Aryjczyka. Kiedy „Lud Boży podejmie apokaliptyczną walkę z Ludem Diabła, a wcielone dobro pokona wcielone zło – Aryjczyk unicestwi Żyda”. Ignorowanie, uznanie za propagandę lub ezoteryczne brednie tezy brunatnej gnozy krwi, mówiącej o samozbawieniu przez ludobójstwo sprawiły, że Niemiecki Mesjasz miał kolejne dwanaście lat na urzeczywistnienie swoich proroczych wizji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz