Rok
1923. Od zakończenia I wojny światowej gospodarka niemiecka znalazła się na
skraju ruiny. W owym okresie, okresie strachu przed rewolucją Hitler pozwolił,
by po poświęceniu sztandarów w Bayreuth, Houston Chamberlain - zięć Wagnera, a zarazem prorok ruchu volkistowskiego, ogłosił go wybawcą Niemiec. Rzesza odnalazła swojego Mesjasza. Wspierany przez
bogatych dobroczyńców - z piwiarnianego agitatora stał się lokalną sławą.
„Hitler (…) dbał o wykreowanie bojowego
wizerunku, pokazując się w butach z cholewami, trenczu i nieodłączną szpicrutą”.
Jego kreacja przypominała skrzyżowanie Rienziego z Mussolinim, a pojawiając się
na scenie, zawsze towarzyszyły mu rytuały wojskowe. „Orkiestry grały
pobudzającą muzykę, a SA-mani, niczym podczas triumfalnego pochodu rzymskich
legionów, nieśli flagi i sztandary z hasłem Deutschland, erwache! (zbudźcie się, Niemcy!), skandując Sieg Heil!, (…) i unosząc ramiona w >>niemieckim pozdrowieniu<<.”
Ta ceremonia utwierdzała obywateli w przekonaniu, że mają oni do czynienia z
mężem opatrznościowym, człowiekiem niezwykle silnym, który jest w stanie
odmienić ich los.
Nowy Parsifal posługiwał się w swoich
przemówieniach stylizacją biblijną, tak obszerną, w omówionych wcześniej
Mickiewiczowskich Księgach narodu
polskiego i pielgrzymstwa polskiego. Michael Hesemann przytacza fragment
jednego z przemówień Hitlera: „Jako chrześcijanin i człowiek z bezgraniczną
miłością czytam ten passus, który głosi, jak Pan nareszcie przemaga się i chwyta za bicz, by wypędzić ze
świątyni lichwiarzy, plemię żmijowe! (…) Chcemy zapobiec temu, by i nasze
Niemcy poniosły śmierć na krzyżu! Niechbyśmy nawet byli nieludzcy! Ale gdy
uratujemy Niemcy, dokonamy największego czynu na świecie!”
Tego rodzaju pseudoreligijna stylizacja była niezwykle efektowna i odnosiła
zamierzony skutek. Biblijny język kreował Hitlera na katolika, co miało swój
wymiar polityczny, odzwierciedlony w głosowaniach, ale przede wszystkim –
dodawał jego postaci patosu, godnego proroka, reformatora, czy wręcz Mesjasza
narodu.
Legenda Hitlera rozbudowywana była z
wielkim zapałem i w niedługim czasie rozrosła się do rozmiarów prawdziwego
kultu. Najważniejszym inicjatorem tego przedsięwzięcia był Joseph Goebbels.
Goebbels uważał się za „poszukującego
Boga, mistyka, romantyka w wierze w Boga, który przez każdego przeżywany jest
indywidualnie na sposób mistyczny”.
W swojej pracy doktorskiej z 1921 roku, traktującej o historii dramatu szkoły
romantycznej, stał się prekursorem powiązania
mistycznego poszukiwania Boga z tęsknotą za Führerem. „W tym samym
czasie pojawiły się u niego skłonności antysemickie, utożsamiał bowiem żydostwo
z tak znienawidzonym przez romantyków i mistyków materializmem”. Latem
1924 roku Goebbels zaczął zajmować się polityką, a jego osobista tęsknota za
Führerem nasilała się. W swoim pamiętniku napisał: „Niemcy z utęsknieniem
wyczekują tego Jedynego, Człowieka, niczym w lecie ziemia wyczekuje deszczu.
(…) Ale czyż cud jedynie może nas uratować? Panie, ukaż narodowi niemieckiemu
cud! Cud! Człowieka!!! Powstań, Bismarcku!”
To właśnie Joseph Goebbels był
człowiekiem, który politycznej pseudoreligii narodowego socjalizmu dostarczył
rytuałów. To on do perfekcji opracował schemat oficjalnych wystąpień Hitlera –
wielkość zgromadzenia, synchronizacja i reżyseria pochodów ze sztandarami,
rytmy marszów i ekstatyczne inicjowanie okrzyków Heil!, trasa oraz domniemane spóźnienie Führera były wykalkulowaną
sugestią masową, której zadaniem było „wyłączenie indywidualnego rozumu u
pojedynczego słuchacza i jego zatracenie się we wspólnocie wierzących”.
Adolf zawsze pojawiał się na scenie w przyćmionym świetle, co miało nawiązywać
do „tajemnego czaru” bayreuckiego wystawienia Parsifala lub półmroku kościołów. Stale towarzyszyła mu muzyka – Badenweiler Marsch. Kiedy tylko marsz
rozbrzmiewał, naród wiedział, że na scenę wkroczy ON. Wchodził zawsze tylnymi
drzwiami. Swoje przemówienie rozpoczynał nieśmiało, zacinając się. Dopiero po
nawiązaniu mentalnego kontaktu ze swoim źródłem – „Duch zstępował na niego”.
„Zaledwie przed chwilą jąkający się, teraz rozpalał się aż do odurzającej,
niekończącej się ekstazy, a słowa zdawały się wypływać z niego strumieniem.
Gestykulując zamaszyście, często z zaciśniętymi pięściami, wymachiwał nimi w
kierunku publiczności, która przestraszona i sparaliżowana poddawała się jego
werbalnej sile”.
W Mein Kampf czytamy: „Jednostka sama
poddaje się magicznym wpływom, które my nazywamy >>sugestią tłumu<<.
Pragnienia, tęsknoty i rzeczywista siła tysięcy ludzi jest gromadzona w umyśle
każdej obcej jednostki. Człowiek, który przychodzi na takie spotkanie z
wątpliwościami i wahaniem, opuszcza je pozytywnie wzmocniony. Dokonuje się w
nim przemiana. Staje się członkiem społeczności”.
Kiedy tłum, skandując Deutschland,
Deutschland über alles, czekał na przemarsz oddziałów SA i SS z
pochodniami, Hitler na ogół dostawał zapaści. Nikt nie przypuszczał również, że
Mesjasz Rzeszy był tak naprawdę Mesjaszem scenicznym. „(…) to, co wyglądało jak
trans, było przedtem pieczołowicie wystudiowane i przećwiczone przed lustrem, z
początku pod kierunkiem znającego się na hipnozie Rudolfa Hessa, potem zaś pod
fachowym okiem Erika Jana Hanussena, najsłynniejszego hipnotyzera swej epoki”.
Chociaż Hitlerowi chodziło niewątpliwie
o kilka miejsc w parlamencie, to jego naczelnym celem było zbawienie narodu. W
tym celu w 1920 roku stworzył on niepodlegający zmianom program NSDAP.
Dwanaście przykazań Hitlera, imitujących dekalog biblijny, podnosiło program
partii do rangi dogmatu:
„Führer
ma zawsze rację!
Nigdy
nie łam dyscypliny!
Nie
marnuj czasu na czczą gadaninę i arogancką krytykę, lecz zabieraj się do
działania!
Bądź
dumny, lecz nie zarozumiały!
Program
niech będzie dla ciebie dogmatem; wymaga od ciebie największego oddania dla
ruchu!
Jesteś
reprezentantem partii i według niej postępuj. Być narodowym socjalistą to
znaczy dawać przykład!
Najwyższym
przykazaniem niech będą dla ciebie wierność i altruizm!
Bądź
wiernym kolegą, wtedy staniesz się prawdziwym socjalistą!
Traktuj
swoich pobratymców tak, jak sam chciałbyś być traktowany!
W
walce bądź nieustępliwy i dyskretny!
Odwaga
nie jest chamstwem!
Słusznym
jest to, co przynosi korzyść ruchowi, a tym samym Niemcom, tzn. twemu narodowi!”
Program
ten nie wzywał do wspólnego myślenia czy współkształtowania czegokolwiek –
nawoływał on do niezachwianej wiary. Można by zmieścić go w dwóch słowach:
Adolf Hitler. Mein Kampf zaś było
ewangelią brunatnego ruchu.
Hitler, podobnie jak Mickiewicz –
przeinaczał rzeczy znane. W Księgach
narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego cierpienie Polski, niczym
cierpienie Chrystusa, miało odkupić grzechy ludzkości. W przypadku „religii”
Hitlera – zbawieniem Aryjczyka było oczyszczenie krwi ze skutków zmieszania
ras, podobnie, jak w biblii, gdzie krew Chrystusa miała zbawić ludzkość. „Tak,
jak chrześcijanin wierzy w rzeczywistą obecność Chrystusa w eucharystii, tak
narodowy socjalista przekonany był o realnej obecności Boga we krwi oraz w
kolektywnej duszy rasy aryjskiej”.
Mesjański
Führer Trzeciej Rzeszy był osobą, w której równe Bogu dusza narodu i dusza rasy
– kumulowały się. Od prawieków Diabeł był wrogiem Boga – Diabeł, którego
uosabiał Żyd. Był on zatem przeciwieństwem Aryjczyka. Kiedy „Lud Boży podejmie
apokaliptyczną walkę z Ludem Diabła, a wcielone dobro pokona wcielone zło –
Aryjczyk unicestwi Żyda”.
Ignorowanie, uznanie za propagandę lub ezoteryczne brednie tezy brunatnej gnozy
krwi, mówiącej o samozbawieniu przez ludobójstwo sprawiły, że Niemiecki Mesjasz
miał kolejne dwanaście lat na urzeczywistnienie swoich proroczych wizji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz